ŚWIAT JEST WIELKI, zbyt wielki, by móc go poznać. Więcej marzeń, niż czasu by je spełnić. Dlatego (podobnie jak Jacek Pałkiewicz, choć ani myślę się z nim zestawiać, bo to by było oczywiste świętokradztwo) nie wracam do miejsc, które już odwiedziłam. Nawet do krajów dużych i pięknych. Ale jest wyjątek. Pierwszym, i to maleńkim krajem, który mnie zupełnie zaczarował była Gruzja. Opowiadałam znajomym o nim tak intensywnie i z taka pasją, że teraz już i oni tam wracają… Dlaczego? To jedno z tych zaczarowanych miejsc, gdzie znajdujesz więcej szczęścia, niż możesz sobie wymarzyć, więcej niż potrafisz przeżyć. Gdzie Natura jest zachwycająca, ludzie ujmujący a tradycja… o zabytkach z XVI wieku mówi się: Taki nowy? Nie wart uwagi.
Przepiękna gruzińska legenda opowiada jak to Bóg tworzył świat. Najpiękniejsze miejsce na ziemi zostawił dla siebie. Zajęty praca tworzenia nie zauważył, ż przywędrowali tam Gruzini. Gdy się spostrzegł biesiadowali już w najlepsze. Dzielili się tym, co mieli, co mogła wydać ta surowa ziemia i śpiewali. Ale jak! Śpiewali cała duszą, z tak wielką radością życia, że Bóg z uśmiechem oddał im ten zakątek świata, przyznając, że tylko tacy jak oni – twardzi ludzie gór, mogą żyć w tak surowym klimacie. Powiecie, że legenda jak legenda. Ale wystarczy spotkać tych ludzi. Pobiesiadować z nimi. Biały ser, pomidory, cebula i oczywiście alkohol (temat na osobną opowieść). Usłyszeć jak śpiewa mężczyzna, który przeżył tydzień pod lawiną i odjęto mu język. Nie mówi, ale śpiewa! I te górskie wędrówki… Piesze, konne. Fantastyczni, otwarci ludzie, którzy zapraszali nas na posiłek a po cichu zwijali nasze obozowisko, gdyż prawo gościnności nie pozwala, by przybysze nocowali gdzie indziej jak w najlepszym pokoju. Czy nie ma zagrożeń? Owszem, są. Słyszałam strzały z karabinu maszynowego, wędrowałam pod czujna opieką policji i ograniczników, ale przestraszyłam się tylko raz. Gdy Jurij, po kilku godzinach znajomości, w czasie konnej przejażdżki zaprowadził mnie do cerkwi (pamiętajcie, że Gruzja to kolebka chrześcijaństwa w ortodoksyjnym, prawosławnym wydaniu, a Gruzini to bardzo religijni ludzie), poprosił mnie bym została w ich wioseczce już na zawsze i… się oświadczył!
Przepiękna gruzińska legenda opowiada jak to Bóg tworzył świat. Najpiękniejsze miejsce na ziemi zostawił dla siebie. Zajęty praca tworzenia nie zauważył, ż przywędrowali tam Gruzini. Gdy się spostrzegł biesiadowali już w najlepsze. Dzielili się tym, co mieli, co mogła wydać ta surowa ziemia i śpiewali. Ale jak! Śpiewali cała duszą, z tak wielką radością życia, że Bóg z uśmiechem oddał im ten zakątek świata, przyznając, że tylko tacy jak oni – twardzi ludzie gór, mogą żyć w tak surowym klimacie. Powiecie, że legenda jak legenda. Ale wystarczy spotkać tych ludzi. Pobiesiadować z nimi. Biały ser, pomidory, cebula i oczywiście alkohol (temat na osobną opowieść). Usłyszeć jak śpiewa mężczyzna, który przeżył tydzień pod lawiną i odjęto mu język. Nie mówi, ale śpiewa! I te górskie wędrówki… Piesze, konne. Fantastyczni, otwarci ludzie, którzy zapraszali nas na posiłek a po cichu zwijali nasze obozowisko, gdyż prawo gościnności nie pozwala, by przybysze nocowali gdzie indziej jak w najlepszym pokoju. Czy nie ma zagrożeń? Owszem, są. Słyszałam strzały z karabinu maszynowego, wędrowałam pod czujna opieką policji i ograniczników, ale przestraszyłam się tylko raz. Gdy Jurij, po kilku godzinach znajomości, w czasie konnej przejażdżki zaprowadził mnie do cerkwi (pamiętajcie, że Gruzja to kolebka chrześcijaństwa w ortodoksyjnym, prawosławnym wydaniu, a Gruzini to bardzo religijni ludzie), poprosił mnie bym została w ich wioseczce już na zawsze i… się oświadczył!
ale za tydzień znowu ruszę do Gruzji...