skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

środa, 23 lutego 2011







piątek, 4 lutego
Udało nam się dostać bilety na popołudniowy autobus do Bagan. Spędzamy wiec czas na niespiesznych spacerach, odwiedzaniu ulicznych restauracyjek, chłonięciu atmosfery tego tajemniczego kraju. Najbardziej podobały mi się godziny spędzone na drzemce pod świątynią buddyjską. Jest cisza, spokój… Nikt nie pyta kim jesteś i co tu robisz. Jeśli komuś gorąco – siada w cieniu albo zasypia na ławach (takich drewnianych platformach). W ogóle jest genialnie. Od takimi świątyniami siedzą pary nastolatków, przytulają się, śmieją…
Po południu jedziemy na dworzec autobusowy. Przed odjazdem pijemy taką „herbatę przed podróżą”. Cieszymy się jak dzieci z atmosfery azjatyckiego baru na głębokiej prowincji. Już zapomnieliśmy jakie mamy szczęście będąc tutaj, już przestawaliśmy zauważać te azjatyckie uwarunkowania, już przywykliśmy do tych kolorów, smaków i dźwięków. A tu proszę – Birma budzi w nas tę radość bycia w Azji na nowo. Mamy tyle szczęścia mogąc siedzieć w tej szopie nazywanej restauracją na końcu świata…
Przed północą docieramy do Bagan. Trudno uwierzyć, ze to w ogóle jakaś miejscowość. Bierzemy rikszę rowerową, bo pomimo planu „miasta” i latarki boimy się zabłądzić w tych ciemnościach. Bierzemy „najtańszy pokój w mieście” i zasypiamy skonani. Jeszcze nie wiemy, że ta podróż była ekskluzywna w porównaniu z tym, co czeka nas w drodze powrotnej.