skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 16 października 2010

15 października, piątek
VARANASI-
miasto symboli, świętej rzeki Ganges, otoczonej Ghatami od zachodniej strony. Mnóstwo pielgrzymów,joginów, ascetów wegetujących w dymie marichuany. 24h płoną stosy ciał
uprzednio namoczonych w GangesieAtrakcją Varanasi jest oglądanie wschodu słońca z Gangesu. Trzeba wstać przed piątą rano i rikszami pojechać do gachów – tam, gdzie ludzie się kapią, piorą, kremują zmarłych.
W Internecie znalazłam info, że w Varanasi parę lat temu, lekarze mieli układ z właścicielami restauracji. Polegał on na tym, że restauracje miały specjalnie truć turystów, którzy trafiali do odpowiednich klinik. Lekarze po wyleczeniu pacjenta, wyciągali sporą kasę z ubezpieczenia turysty. Trwało to latami. W pewnym momencie doszło nawet do śmierci kilku turystów i firmy ubezpieczeniowe przeprowadziły śledztwo. Wszystko wyszło na jaw, jednak nie można z całą pewnością stwierdzić czy ten proceder został zaniechany. Również w innych miastach (np. w Agrze) także praktykowano tego typu działalność. Ponieważ mój żołądek nieśmiało się buntuje, tym bardziej postanawiam tego dnia zrobić głodówkę oczyszczającą.
Po piątej umówionymi rikszami jedziemy (połowa grupy) na ghaty, na których dokonuje się ostateczna podróż w zaświaty. Wybrzeże ma ponad 100 ghatów, z czego 2 są najważniejsze dla umierających Hindusów. Podobno każdy chce umrzeć w Vanarasi (Benares), zostać spalonym a popioły mają być wrzucone do Gangesu. Pogrzeb kosztuje 30tys. rupii a do spalenia jednego ciała potrzeba 150kg drzewa. Resztki nieopalonego ciała zrzucane są do wody (miednice, żebra). Przez dobę spalanych jest ok. 400 ciał. Na miejscu znajduje się wielu ludzi, nie wiadomo, czym się zajmują, dlatego trzeba się bardzo rozsądnie zachowywać, aby nie popaść w tarapaty. Zwłoki przynoszone lub przywożone są na miejsce przez rodzinę. Tutaj osoby z kasty niedotykalnych zajmują się resztą ceremonii. Ciało zanurzane jest w Gangesie i układane na schodach. Po ułożeniu stosu, ciało jest kładzione na nim i podpalane. Do tego służy specjalna wiązka patyków odpalana od świętego ognia palącego się od wielu lat i dopiero wtedy zapalany jest stos. Ciało pali się ok. 4-5 godzin. Staliśmy, przyglądając się ceremoniom i mieliśmy mieszane uczucia. Co chwilę przychodził jakiś naganiacz i mówił, że nie wolno tutaj fotografować, bo to jest święte miejsce i rodzina zmarłego może mieć pretensję. Jednak jak uiścimy opłatę w wys.400INR to wszystko będzie w porządku. Po opłaceniu można było zrobić zdjęcia palącego się ciała nawet z bliska. Miejsce położone jest nad Gangesem, więc popioły zsypywane są na brzeg a tam mężczyzna zanurzony w wodzie wielkim sitem przesypuje popioły w poszukiwaniu złota, zębów i kosztowności, które nie uległy spaleniu. Podobno wielowiekowa tradycja pozwala na taki proceder. W pobliżu stosów chodzą krowy i wyjadają kwiaty, które wcześniej były wieńcami pogrzebowymi, pasą się kozy, a psy wylegują się na rozgrzanych schodach. Jest to nieprawdopodobne miejsce, ponieważ na przestrzeni 7 km palą się zwłoki, ludzie kąpią się i robią pranie. Ponadto w wodzie moczą się krowy a inni piją wodę prosto z rzeki lub myją naczynia. Na schodach spotkać można różnych dziwaków, mędrców, hipisów i chorych. Podobno w Varanasi znajdują się specjalne umieralnie, gdzie starsi, schorowani przybywają, aby doczekać się śmierci. Wielu wolontariuszy z całego świata jeździ do Indii pomagać takim osobom i opiekować się nimi.
Wynajęliśmy łódkę i popłynęliśmy wzdłuż wybrzeża. Widok jest bardzo ładny, biorąc pod uwagę kolory budynków, ładnie ubranych ludzi.
Popołudnie to dalsza droga ku granicy z Nepalem.



14 października, czwartek
Dzień Edukacji Narodowej w Polsce
Dzień przeznaczony został w całości na przejazd do Varanasi. Kilkaset kilometrów w warunkach indyjskich potrafi stać się wielkim problemem, gdyż drogi są w opłakanym stanie, ruch na drogach ogromny a środki transportu często się psują. Zakładanych sześć godzin przeciągnęło się do trzynastu, tak, że do kolejnego miasta na naszej trasie dotarliśmy ciemna noc. Oczywiście zmęczenie grupy dało się odczuć i wpłynęło na atmosferę. W Varanasi własnie odbywa się festiwal, więc brakuje miejsc noclegowych. Przyznaję, ż e wiele pracy kosztowało mnie znalezienie hotelu dla 12 osób, ulokowanie wszystkich w pokojach o oczekiwanym standardzie i załatwienie wszystkich drobiazgów (znalezienie plecaków, które się zawieruszyły, dostawienie łóżek do pokojów itd.). na szczęście większość osób wykazała się dobrą wolą a menager hotelu bardzo chciał nam pomóc. Nauczyłam się negocjować trudne sprawy z uśmiechem na ustach, nie poddawać się przy pierwszych niepowodzeniach i nie pozwalać swojemu organizmowi paść zanim wszystkiego nie załatwię. Wprawdzie po północy wszyscy udali się na spoczynek, ja byłam tak nakręcona, że nie mogłam zasnąć do rana (miałam czas na przygotowanie się do zwiedzania) ale przynajmniej miałam satysfakcję, że wszystko jest jak należy. Następnego dnia usłyszałam kilka bardzo ciepłych słów od menagera, który podkreślił, że wszyscy są zadowoleni dzięki naszej współpracy. Okazało się, że bacznie obserwował moje poczynania. Jego komentarz bardzo mnie podbudował. Myślę, że gdybym miała pracować jako pilot czy rezydent, sprawdziłabym się w tej roli, ale za znoszenie humorów klientów musiałabym dostawać bardzo wysoką motywację finansową.
Z doświadczeń tego dnia chciałabym się podzielić wrażeniami z rozmów z Indianami. Gdy nasz bus zepsuł się na tyle, że musieliśmy zatrzymać się na naprawę, spotkałam bardzo sympatyczną rodzinkę. Zaprosili mnie do domu, więc po raz pierwszy miałam okazje przyjrzeć się jak mieszkają ludzie w warunkach tradycyjnej prowincji (w Mumbaju mieszkanie naszego gospodarza nie odbiegało od standardów europejskich). Nawet bardzo bogaci, mieszkający w olbrzymim domu, korzystają z toalet typu sławojka bez światła, łazienek bez bieżącej wody, zaledwie kilku sprzętów i naczyń w kuchni. Na podwórku znajduje się specjalny ołtarzyk, przed którym modlą się rano i wieczorem cała rodziną. Wprawdzie siostry, które mnie ugościły, chwaliły się, że każda z nich ma własny pokój, ale urządzone były – jak na nasze standardy – bardzo skromnie. Nie tylko nie ma tam sprzętów, spotykanych w pokojach polskich nastolatek, ale nawet szafek czy biurek. Uśmiechnięte dziewczęta cieszyły się z możliwości porozmawiania (z punktu widzenia języka trudno to nazwać rozmową), gdyż nigdy nie opuszczały swojej miejscowości. Podróżowanie nie mieści się w pojęciu o tym, co mogłyby robić. zapytane o przyszłość, odparły, że ich jedyna przyszłością jest kuchnia. Ojciec wybierze im mężów. Zdawały sobie sprawę z tej perspektywy, najwidoczniej nie odpowiadała im, ale nie sądzę, by zrobiły coś, co można by zakwalifikować jako bunt czy chociażby wyraz niezadowolenia.