skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Malapascua. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Malapascua. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 maja 2011

25 kwietnia, poniedziałek

Miały być Święta Wielkanocne w megakatolickim kraju z procesjami i krzyżowaniami a jest… nurkowanie z rekinami. Cóż, w drodze trzeba być elastycznym.
25 kwietnia, poniedziałek

Miały być Święta Wielkanocne w megakatolickim kraju z procesjami i krzyżowaniami a jest… nurkowanie z rekinami. Cóż, w drodze trzeba być elastycznym.

O piatej nad ranem ponownie płyniemy na Monad Shoah. Dziś mamy dobrą widoczność. Na dzień dobry spotykamy sporo ryb rafowych: pacific sailfin tang, dużo moorish idol, spotfin gaby, lawicę common humbug, kolejną western clownfish, ogromnego tall-fin batfish, pacifiv lionfish (juz sama znajduję!). Kiedy przepływamy wzdłuż „brzegu” czyli granicy poza którym rozpościera się ciemność głębin, wypływa z nich wielki tresher shark. Płynie prosto na nas. Zastygam – tak mi się wydaje – bez ruchu. Wtedy ten olbrzym nas zauważa i zawraca. To była magiczna chwila. Przewodnik z przodu a my oko w oko z rekinem.

Tylko jakoś wcale nie czułam niebezpieczeństwa. Bo nie było niebezpiecznie. Tak sadzę. Niektóre gatunki rekinów nazywane są ludojadami. Należy do nich między innymi żarłacz biały. Te duże drapieżniki są jednak stosunkowo nieliczne. Dlatego liczba napaści rekinów na ludzi w ciągu jednego roku nie przekracza setki. Żarłacze białe są jedynymi rekinami, które polują na ssaki morskie, takie jak foki i delfiny. Z tego powodu mogą mieć skłonności do atakowania kąpiących się ludzi, tym bardziej, że polują głównie w pobliżu brzegów morza.

Przyznaję jednak, ż rekiny są fascynujące. Niektóre zjadają swoich braci i siostry jeszcze w łonie matki. Podobno nie są inteligentne i ciężko się uczą, ale to marne pocieszenie. Podobnie jak to że reagują w sposób prosty na impulsy. Cóż, Matka natura hojnie je wyposażyła.
Rekiny posiadają do 3 tyś. zębów ułożonych w licznych rzędach (od 6 do 20). Tylko dwa pierwsze rzędy odgrywają rolę w pobieraniu pokarmu, pozostałe to zęby zapasowe, które zastąpią zużyte lub zniszczone. Rekiny mogą wymieniać swoje zęby co pięć dni, dzięki temu są one zawsze ostre. Szczęka rekina jest 300 razy silniejsza niż szczęka człowieka i działa z silą 3 ton na centymetr kwadratowy. Na pysku rekina znajdują się najbardziej czułe elektroreceptory w całym świecie zwierząt.
Drapieżne rekiny mają dobry wzrok, ale jego znaczenie nie jest tak istotne jak rola węchu. Otwory nosowe są używane tylko do wąchania, a nie do oddychania, a smak wody również pomaga rekinowi orientować się w położeniu zdobyczy. Rekiny są szczególnie wrażliwe na zapach i smak krwi. Mogą wykryć jej obecność w roztworze wodnym, w którym krew będzie stanowiła jedną milionową część. Oznacza to mniej więcej jedną kroplę krwi na sto piętnaście litrów wody.

Na koniec moich rozważań filipińskich o rekinach, muszę podkreślić, że te, które spotkałam wokół Malapascua nie były niebezpieczne (tzn nie tak bardzo jak większość ludzi uważa). Wyróżniamy ponad 350 (klasyfikacje są bardzo różne, zależą nawet od języka i ciągle się zmieniają) różnych gatunków rekinów.
Bo sprawa z rekinami wygląda tak, że to one powinny się nas bać bardziej, niż my się ich boimy. Przede wszystkim świadczy o tym statystyka - rekiny na całym świecie zabijają rocznie mniej niż dwudziestu ludzi, podczas gdy my mordujemy je masowo - to hekatomba przekraczająca sto milionów sztuk rocznie... Poza tym, spośród ponad czterystu gatunków rekinów zamieszkujących wody naszej planety, tylko kilka jest potencjalnie groźnych dla człowieka - potencjalnie, to znaczy, że nie jesteśmy dla nich w ogóle źródłem pożywienia, nie reagują one agresywnie na każdego człowieka, którego zobaczą nieporadnie pluskającego się w wodzie. Żeby zostać zranionym czy "zjedzonym" przez rekina, trzeba go albo sprowokować, albo mieć prawdziwego pecha, trafiając na bardzo głodnego osobnika, należącego do jednego z nielicznych "niebezpiecznych" gatunków. Są wśród nich drapieżniki oraz takie, które żywią się planktonem jak wieloryby. Najmniejsze gatunki osiągają ledwie 40 centymetrów, z kolei inne nawet do kilkunastu metrów długości.

Są obecne w wierzeniach licznych wyspiarskich ludów, często przedstawiane jako bogowie - strażnicy oceanów. W swoim środowisku są na samym szczycie łańcucha pokarmowego. Mają tylko jednego wroga, którego powinny się obawiać - człowieka. Na skutek masowych odłowów rekinów, ich populacja bardzo się skurczyła, a wiele spośród ich gatunków znajduje się obecnie pod ochroną. Dlatego podpisałam petycję w sprawie ochrony rekinów, którą znalazłam na wyspie. Człowiek rzeczywiście może być dla nich zagrożeniem. Wygląda trochę na to, że świat stanął na głowie. Tak jak wtedy, gdy dołączamy na chwilę do grupy kilkunastu nurków klęczących na piasku w oczekiwaniu, że z głębin wyłoni się rekin. Jak w teatrze. Spóźniłeś się – zajmij miejsce w drugim rzędzie! Czyżby dive masterzy pływali za sceną i naganiali rekiny?! Nota bene, gdy na Gato chciałam odpłynąć, by zrobić miejsce następnej grupie (każdy chce zobaczyć rekiny rafowe – są piękne i leniwe – nie atakują), kilku nurków niemal mnie staranowało! Dobrze przynajmniej, ż epod woda nie można krzyczeć, bo te grupy z Chin i Japonii są straaaasznie głośne. Nawet jeśli nurkują trzy razy dziennie, to na łodzi robią tyle hałasu, że nie sposób odseparować się od tego jazgotu.


Malapascua cieszy się zasłużoną sławą raju. Dziś jest cicho, spokojnie. Lokalni turyści wyjechali już do domów, bo tu święta kończą się w niedzielę. Poniedziałek to już zwyczajny dzień pracy. Wyspa natychmiast zmienia się nie do poznania. Tylko wyrostki gromadzą się w cieniu palmy na plaży z… lornetką! No tak, jakaś lala opala się toples 

Dzień kończy się wypadem o zachodzie słońca na rybie schadzki, a może nawet seks grupowy. Bajecznie ubarwione mandarin fish nie fascynują mnie jednak aż tak bardzo jak japońskich turystów z lampami, fleszami i wielkimi aparatami fotograficznymi. Mnie fascynuje morskie życie nocne. Umawiamy się z właścicielem szkoły i zgadza się, byśmy wypłynęli później, około17:40. Przez chwilę podglądamy bezczelnie rybki ale zaraz włączamy latarki i przez ponad godzinę krążymy po płyciźnie. Podobno w dzień nie ma tu nic ciekawego, a nocą – Az trudno uwierzyć w to bogactwo! Dziesiątki krabów różnej barwy i wielkości, koniki morskie w niemożliwych dla mnie do zapamiętania rodzajach, lizardfish, dwa white-banded pipefish (bardzo je lubię!), dwa white pipefish, liczne scorpionfishe (od tych oczywiście trzymamy się z daleka, bo są jadowite bardziej ode mnie), różne lionfishe, groupery, jeżowce i na koniec ośmiornica!

Wychodząc z wody na łódkę w całkowitych ciemnościach, w czarnych skafandrach (mam już swoją piękna czarną maskę!) czujemy się jak komando foki! Tak profesjonalnie wyglądamy hihihihi

niedziela, 8 maja 2011

24 kwietnia, niedziela

Zakosztowałam w nurkowiskach na Filipinach i… wpadłam jak śliwka w kompot! Już nie chę się stąd nigdzie ruszać. Tak bardzo mi się tutaj spodobało, że chcę jeszcze! Jak dziecko ciesze się z białych, pocztówkowych plaż, z turkusowej wody o temperaturze zbliżonej do rozpalonego powietrza, ze słońca, które natychmiast pięknie opala (a nieuważnych po chwili spala na heban z domieszką koloru malin). Ciesza mnie wizyty w restauracyjce starszego pana, który ma pyszne jedzonko i co dzień serwuje cos nowego. I zawsze uczciwie informuje co jest świeże, co mi posmakuje i rzetelnie podlicza rachunki. Pierwszego dnia po opłaceniu rachunku dałam mu jeszcze 1 grosza z Polski. Powiedziałam, że to na dobra wróżbę dla jego biznesu, ale tez znak, że tu wrócę. Dziś znalazłam jego zdjęcie w przewodniku po nurkowiskach Filipin. Powiedziałam, że jest sławny a on roześmiał się i opowiedział jak to kiedyś sprzedawał pamiątki na plaży. Robił z drewna rekiny treshery. Cieszą mnie dzieciaki mijające mnie z okrzykiem „hello” co kilka chwil. I wszechobecne karaoke rozbrzmiewające niemal przez cała dobę. Nawet videoke (taka wersja karaoke z monitorem) mnie cieszy – ze nie musze próbować swoich sil w tej aktywności. Mnie wystarcza nurkowanie.

Wczoraj po przygodzie z latarką byłam wściekła, że nie z mojej winy miałam tyle kłopotów pod wodą. Ale po dobrej kolacji nerwy mi minęły i przyznałam się sama przed sobą, że po prostu chcę tu zostać na dłużej. I że chcę wrócić w te same miejsca. Nurkowisk jest mnóstwo, ale przyjrzałam się dokładnie opisom i uznałam ze te cztery pozwalają się cieszyć każdym zejściem pod wodę. Niezależnie od widoczności, warunków. Po prostu tyle się tam dzieje, że na wiele wizyt wrażeń wystarczy. Dlatego dziś znowu płynę na Gato, tyle że już z tą szkołą co wczoraj – Seaquest Dive Center i tym samym przewodnikiem – Jojo.

W południe dopływamy na Gato Island. Miejsce słynie z obfitości drobnego i rzadkiego stworzenia i z pewnością nikt nie opuści go zawiedziony. Schodzimy po linie na 20 metrów. Jest mi ciepło, ale są tacy, którzy narzekają pomimo długich skafandrów. Oglądamy bardzo bogate makro: dużo fluorescencyjnych ślimaków, pająków itp. Łukasz jest na razie duzoo lepszy w wyszukiwaniu ciekawych stworzeń – znalazł lionfish. Podziwiamy też Mimic filefish i Granular starfish. Wypływamy zachwyceni! Po jedzonku (przygotowaliśmy sobie ryż i tuńczyka z puszki) czuje się tak zmęczona że zasypiam w skafandrze.


Po przepisowej przerwie schodzimy znowu pod wodę. Towarzysząca nam parka z Niderlandów nie może uwierzyć, że to już. Przyjechali na kilka dni i nurkują trzy razy dziennie. Dziś rano widzieli rekina tresera. Zaspali na nasze spotkanie. Teraz nie maja sil, by się zebrać. Cóż, żeby nurkować po trzy razy dziennie przez kilka dni z rzędu trzeba mieć naprawdę znakomita kondycję i chyba doświadczenie. W długiej podróży o kondycję trudno, więc ja się na to na razie nie piszę. Współczuje im, bo z tego trzeciego dla nich nurkowania ewidentnie nie czerpią już przyjemności. A szkoda! Nurkujemy w prądzie wokół wyspy (takie piękne słońce kilkanaście metrów wyżej atu w głębinach szaleje burza!). Wpływamy do jaskiń, rozpadlin i małego tunelu. Niesamowite wrażenie: gdy oczy przyzwyczajają się do ciemności i dostrzegasz, że walcząc z prądem „stoisz” w miejscu a wokół ciebie to samo robią ławice rybek w różnych kolorach. Dostrzegamy trzy rodzaje rekinów: white tip, potem dwa, co do których nie jestem pewna ich przynależności gatunkowej oraz małego Coral catsharka. Zreszta wszystkie ryby są piękne. Spotykamy blue – barred parrotfish, lyretail hogfish oraz Tigertail seahorse (koniki morskie!) i blond – drop squirrefish.

Muszę jeszcze dodać, że piękne są rafy na Gato. Rafy koralowe to jedna z trzech rzeczy dla których każdy powinien spróbować swoich sił w nurkowaniu. Oprócz raf koralowych jeszcze są ryby i wraki. Więc te trzecie kręcą mnie chyba najbardziej, drugie o tyle, o ile mają duże rozmiary, ciekawe kolory i nietypowe zachowania (np. atakują nurków). W stosunku do raf mam wyrzuty sumienia, bo nie zwracam na nie wystarczającej uwagi. No to sobie czytam o rafach. I już wiem, że rafy koralowe to formacje podwodne, który nigdy nie zostały nazwane cudem świata. A właśnie na takie miano zasługują. Szkielety koralowców charakteryzują się bardzo fantazyjnymi kształtami i dużą twardością, dzięki czemu po obumarciu stają się rewelacyjnym fundamentem dla nowych kolonii. Polipy koralowców, wyrastające z ich szkieletów, tworzą przeogromne bogactwo form i kolorów, co sprawia, że rafy koralowe wyglądają jak rajskie ogrody o bajkowej wręcz scenerii. Rafy koralowe występują w morzach i oceanach całej strefy międzyzwrotnikowej i wszędzie wzbudzają zachwyt i podziw płetwonurków, jednakże trzy z nich cieszą się szczególną estymą i sławą – Wielka Rafa Barierowa u wschodnich wybrzeży Australii, rafa u wybrzeży Kenii w Afryce wschodniej i wreszcie rafy Morza Czerwonego.
Gato Island pozostanie w mojej pamięci jako nurkowisko wyjątkowe. To chyba najbardziej kolorowe i najbardziej koralowe miejsce w okolicy. Bardzo duży wybór mikro i makro świata jest sensownym uzupełnieniem poszukiwania rekinów.

sobota, 7 maja 2011

23 kwietnia, sobota
I znowu wstajemy przed świtem. W szkole którą znaleźliśmy wczoraj (równowaga miedzy dobrej jakości sprzętem i wysokim poziomem bezpieczeństwa a tym, na co nam pozwalają) wypływają „na rekiny” jeszcze wcześniej, więc jesteśmy tam o 4:45, pijemy kawę i robimy briefing. Wczoraj nauczyłam się sygnału „rekin” i mam nadzieję go dziś wykorzystać. Mamy 50-60% szans na spotkanie. Płyniemy podekscytowani świetną superszybką łódką, która wyprzedzamy wielkie łodzie nurkowych wszystkich innych szkół.


Monad Shoah to specyficzne nurkowisko, bo przypomina zatopioną wyspę. Duży płaski teren położony jest 20-25 m poniżej tafli morza. Piszę teren ponieważ praktycznie nie ma tu korali, nie ma także ryb rafowych. Czasem coc przepływa, ale stosunkowo niewiele tego. Wielka pustynia otoczona jest wodą o głębokości dochodzącej do 280m. Stamtąd właśnie wypływają rekiny thresher. Treshery pojawiają się tu na koszulkach pamiątkowych, jako pamiątki – wszędzie. Miejsce Monad Shoah uczyniło Malapascua sławnym na cały świat, bo ponoć treshery można spotkać tylko tutaj. My niestety dzisiaj nie mamy szczęścia. Ale i tak jestem bardzo zadowolona. Przepiękny wschód słońca na morzu, pierwsze w życiu nurkowanie z takim zejściem pod wodę. Bezkresny błękit! Lina jest jedynym odnośnikiem. Znakomite miejsce do wyważenia się i poćwiczenia pływalności!

Gdy wracamy na wyspę, budzi się ona dopiero do życia. Leniwie spędzamy niemal cały dzień, odsypiając, kryjąc się w cieniu na plaży… Regenerujemy się, bo wieczorem umówieni jesteśmy na kolejne nurkowanie. To także przebój tej wyspy. Nurkowanie na Lighthaouse o zachodzie słońca, żeby podglądać rybki mandarynki (Synchiropus splendidus.). Synchiropus splendidus – potoczna nazwa: Mandaryn wspaniały, może być hodowana w akwarium. Jej wielkość do 10cm. Jest bardzo miła rybką – spokojna ryba przebywająca głównie wśród skał; agresja występuje między dwoma samcami tego samego gatunku (dlatego w akwarium należy trzymać pojedyncze osobniki lub parę). Występuje dyformizm płciowy: samce mają wydłużony pierwszy promień płetwy grzbietowej. Wielkość sprzedawanych osobników to ok. 4-6cm. A cena: 60.00zł To prawie tyle ile nurkowanie, a ja sobie oglądam ich na pęczki!To jedna z najbardziej kolorowych ryb morskich; jaskrawe wzory są rodzajem kamuflażu w równie barwnym środowisku raf. Słynna jest jednak nie tylko z względu na swoje ubarwienie, ale także dlatego, że o zachodzie słońca uprawia seks bez opamiętania! Jak to określił właściciel jednej ze szkół „Aż trudno uwierzyć ile razy dziennie facet może”. Chyba z 20 minut oglądamy jak zbliżają się do siebie, kopulują, po kilku sekundach odskakują od siebie, opadają na dno i zabawa zaczyna się od nowa. Towarzyszy im najczęściej błysk fleszy. My znaleźliśmy się przy japońskiej wycieczce. Jakieś 7 osób leżących na dnie, wszyscy z wielkimi aparatami fotograficznymi lub kamerami, bezwzględnie podpatrujący i uwieczniający każdy moment zycia seksualnego tym małych rybek.


Następne pół godziny spędzamy pod wodą na głębokości do 9 metrów ciemnościach. To już nurkowanie nocne. Mamy latarki, ale moja się psuje, co mnie doprowadza do wściekłości. Jednak i tak uważam swoje pierwsze nurkowanie nocne za bardzo ciekawe i udane. Czegoś takiego, to znaczy takiej różnorodności życia podwodnego, się nie spodziewałam. Mnóstwo koników morskich w różnych kolorach i rozmiarach, różne lizardfish, dwa white-banded pipefish,kilka lionfishy oraz debil scorpionfish. Oczywiście tłumy bluelined grouper, western i estern clownfish oraz maleństwa, których jeszcze nie rozpoznaję.

Bardzo udany dzień.
22 kwietnia, piątek

Główną gałęzią „przemysłu” na Malapascua jest nurkowanie, wyłączając powszechne hodowle kogutów (siedzą sobie poprzywiązywane do słupków na całej wyspie). Wszyscy chyba żyją tu z dostarczania nurkom czego tylko im potrzeba – noclegu, jedzenia, pamiątek, rozrywki itp Przybywający na wyspę nurkują, nurkowali, albo nurkować będą. Nieliczni, nie zaliczający się do żadnej z tych kategorii musza się niemal tłumaczyć z braku udziału w zbiorowym szaleństwie.


Organizowane są trzy nurkowania dziennie, plus nocne jeśli jest dostateczna ilość chętnych. Po każdym nurkowaniu łódź - banka wraca na wyspę i po przerwie wypływa na kolejne. Daje to okazję odświeżenia się, zjedzenia, drzemki lub plażowania. Warunki na łodzi są prymitywne, serwowana jest woda, kawa i herbata, ale dzięki powrotom na ląd między nurkowaniami nie stanowi to problemu. Największa szansa oglądania rekinów Thresher jest o świcie, tak więc wypłynięcie na pierwsze nurkowanie - o 5:00 rano. Kolejne nurkowania odbywają się ok dziesiątej i czternastej. Na nurkowiska oddalone mniej więcej o godzinę płynięcia, wypływa sie na tzw daytrip rozumiany tutaj jako dwa nurkowania bez powrotu na ląd. W takim wypadku należy zatroszczyć się o zabranie lunchu, łatwo dostępnego w wersji „na wynos" w dowolnej z knajpek na wyspie.

Wyspa słynie głównie z obecności tresher shark. To dla nich, przed świtem, wleczemy się do Ewolution, z którymi umówiliśmy się na nurkowanie. Niestety nikogo nie ma! Rozczarowani zostawiamy im wiadomość, że o nas zapomnieli i szukamy innej szkoły. Bez problemu umawiamy się na nurkowania na Gato Island około 13tej. Płyniemy z Exotic Divie Resort. Łukasz sobie ich upodobał, bo… maja fajne koszulki. Niestety nie w moim rozmiarze.
Naszym przewodnikiem będzie Paul. Niesamowity miejscowy dive master.

Wyspa Gato położona jest ok godziny płynięcia od Malapacua. Podoba mi się skakanie do wody z łodzi tego typu. Granitowa skała o pionowych ścianach porośnięta jest roślinnością tropikalną. Na wyspie jest ciekawa pieczara na powierzchni wody, w której warto kończyć nurkowanie. Właściwie są trzy jaskinie, tym razem wpływamy tylko do najmniejszej. Zasiedlona przez jaskółki, pokryta naciekami grota jest po prostu ładna. Przez wyspę przechodzi tunel - jaskinia, aczkolwiek nie mam kwalifikacji do przepłynięcia nim. Wiele interesujących stworzeń znajdowałam w głębszych partiach nurkowiska pomiędzy porozrzucanymi skałami. Za pierwszym nurkowaniem Paul pokazywał nam podwodne pająki i, co najważniejsze, rekiny rafowe. Leżały na piasku między skałami. Obserwowałam przez kilka minut dwa white tip smark. Paul okazał się przewodnikiem z ogromnym doświadczeniem i szczęściem. Byłam zachwycona. Chwilami jednak pojawiał się silny prąd, szczególnie wznoszący.

Po 40 minutach nurkujemy po raz drugi. Nurkowanie jest płytsze. Francuska z Hong Kongu ma problem z zanurzeniem, ale w końcu schodzimy pod wodę. Bardzo ciekawe Zycie rafowe: małe i duże pająki (jeszcze ich nie rozpoznaję), kraby (małe i jeden naprawdę olbrzymi), ślimaki, cutlefish (jak to jest po polsku?). Potem rekiny: w szczelinach znajdujemy dwa rodzaje rekinów, ale małe i nieruchliwe. Natomiast na końcu widzimy jeszcze raz white tip sharki. Robią wrażenie. Maja po 3-4 metry. Są takie zwinne i dostojne jednocześnie!


W ostatniej fazie nurkowania trafiamy na niesamowicie silny prąd, częściowo płyniemy pod prąd. Łukaszowi zaciął się wskaźnik powietrza i choć pokazuje mu że ma jeszcze 30 barów, faktycznie jest bez. Oddycha na moim octopusie. Wtedy podpływa Paul i oddaje mu swoje powietrze. Sytuacja ma miejsce w czasie przystanku bezpieczeństwa, ale dodatkowo ktoś wyrwał mi mój automat, więc wydarzyło się wiele rzeczy jednocześnie. Po tej przygodzie kupujemy „gruszki” czyli specjalne uchwyty na octopusy. Często będziemy z nich korzystać.
21 kwietnia, czwartek

Procesji jest tak wiele, że wydaje mi się, że to już co najmniej Wielki Piątek. Tutaj świętuje się inaczej. Od kilku dni mają wolne, wyjeżdżają na wakacje, które kończą w niedzielę. Od poniedziałku będzie cisza i spokój. Ale na razie wokół tłumy turystów miejscowych.

Zaczyna się akcja z przeprawianiem. Na brzegu kupujemy bilety w spcjalnej budce i pakują nas do małej łódeczki. Zaraz, co to?! Tym mamy plynąć?! Ależ nie, pan mowi, żeby mu dać 20 peso. Absolutnie! Kupiliśmy bilety i nie będziemy niczego dopłacać. Więc wracamy na brzeg. A tu od razu ktoś nam tłumaczy, ze inaczej się nie da, że rafa koralowa, że niski stan wody i duże lodzie do brzegu nie dopływają. Obserwuję chwile miejscowych i wszyscy do tych łódeczek wsiadają i płacą. Zwątpiłam więc w końcu i wsiadamy do następnej łódeczki. Przynajmniej ta nie jest mała jak łupina orzecha. Ale okazuje się, że nie ma silnika. Facet wiosłuje, fale prawie wdzierają się do środka, widoczność w wodzie taka, że widać dno, ale to chyba z kilka metrów. Próbuje nie myśleć o tym co będzie, jeśli nas przewróci. Chcę już na dużą łódź! Po kwadransie dopływamy. Ludzie z tobołami przesiadają się na środku morza! Nie wygląda to zbyt stabilnie, ale innego wyjścia nie mamy. Pakujemy się na ten przeładowany „prom”, zajmujemy miejsca w pełnym słońcu (jest 9:00, żar leje się z nieba) a kapitan najwyraźniej nie zamierza ruszać. Ciągle dowożą nowych turystów. Gdy już nie da się nic upchać, próbują odpalić silnik. Nie jest to takie proste, ale po pewnym czasie się udaje. Choć co jakiś czas dławi się, gaśnie. Wtedy żartuję sobie że powinna paść komenda: wszyscy za burtę i pchamy. Łukasz mnie ucisza a wówczas siedzący obok Chińczyk tłumaczy, że Filipinki żartowały w ten sam sposób. Na szczęście dopływamy jednak do brzegu wyspy. Miało to trwać pół godziny, trwało półtorej. Ale nareszcie jesteśmy. Malapascua Island. Paradise…

Malapascua znajduje się około 8 mil od północnego krańca wyspy Cebu na Filipinach. Malapascua można przetłumaczyć jako "niefortunne Boże Narodzenie”, jest również nazywana "małym Boracay", a zwłaszcza jej plaże są uważane za najpiękniejsze na świecie. Malapascua jest również uważana za jedno z najlepszych miejsc nurkowych na Filipinach.

Wyspa wita piękną plażą, z białym miękkim piaskiem. Plaża porośnięta jest pięknymi pochylonymi palmami, tworzącymi znakomite tło do zdjęć. Na dwukilometrowej długości wyspie nie ma ruchu kołowego, poza szaleńcami na motorach. Widziałam na jednym sześć osób (troje dorosłych i troje wyrostków, a motor był zupełnie normalnych rozmiarów). Wieczorami kilkanaście barów położonych wprost na plaży zaludnia się i zaczyna się imprezowanie. Nurkowiska położone są wprost u wybrzeży wyspy, a kilka jest oddalonych o około godzinę płynięcia.
Ten dzień przeznaczyliśmy na ulokowanie się (z powodu albo pod pretekstem świąt ceny w niektórych miejscach podniesiono o 100%, najechały na wyspę tłumy ale po godzinie mieliśmy bungalow dla siebie za rozsądną cenę) i znalezienie szkoły nurkowej. Jest ich mnóstwo, ale nie wszystkie zgodziły się nas zabrać tam gdzie chcieliśmy popłynąć, bo nie mamy wystarczających kwalifikacji. Chcieliśmy nagiąć przepisy tylko odrobinę i okazało się, że w kilku miejscach nie jest to problemem. Umówiliśmy się zatem na nurkowanie o świcie.