skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

środa, 4 maja 2011

14 kwietnia, czwartek
No to jesteśmy w PP. Oddajemy motor, przysiadamy na necie i idziemy na lotnisko. Tak, to cudowne, że na wyspach wszystko jest tak blisko siebie. N lotnisku znowu się denerwuję, bo oczywiście mamy za ciężki bagaż a wszystko ważą. No i co ja mam wyrzucić? Waciki? Na szczęście nas przepuszczają i lecimy z tym wszystkim na Cebu.
Cebu City to miasto na Filipinach na wschodnim wybrzeżu wyspy Cebu. Ośrodek administracyjny prowincji Cebu.
Ludność: 811 tys. mieszkańców (2008) – czwarte co do wielkości miasto kraju. Obszar metropolitarny Cebu (zwany Metro Cebu) obejmujący m.in. miasta: Cebu, Talisay,Consolacion, Mandaue, Lapu-Lapu jest drugim co do wielkości na Filipinach po Metro Manila.
Ośrodek przemysłu spożywczego, petrochemicznego, włókienniczego, drzewnego. Główny port morski wyspy, obsługuje wywóz manili, kopry, drewna i oleju kokosowego. Światowe centrum produkcji mebli rattanowych.

W mieście funkcjonuje 5 wyższych uczelni, najstarszą z nich jest założony przez Jezuitów w 1595 roku katolicki uniwersytet University of San Carlos.
Niestety ja od pierwszych chwil nie polubiłam tego miasta. I nawet t
Trudno powiedzieć dlaczego. Za duże. Za głośne. Za brudne. Do tego zaczynamy od zmiany biletów lotniczych, co sporo kosztuje. Okazuje się, ż poruszanie się po Filipinach jest baaardzo wolne. Wobec tego rezygnujemy z Legazpi i nurkowania z rekinami wielorybimi w Donsol (tłumy turystów przepychające się w mętnej wodzie i walczące o miejsce by dotknąć olbrzyma – w relacji naszych znajomych Anglików). Postanawiamy spędzić więcej czasu na Cebu i okolicznych wysepkach.
Niestety nie udaje nam się dogadać z AirPhilExpress. Ich system zakupu biletów przez Internet zawiódł, więc kupiliśmy bilety dwa razy (dwa razy pobrali pieniądze, a bilety przysłali tylko za drugim razem). Domagamy się zwrotu pieniędzy, a oni proponują wystawienie nowych biletów za dopłatą. Tylko, że teraz to my już nie potrzebujemy żadnych biletów.


Taksówką jedziemy przez to olbrzymie miasto na przystań promową. Przystani jest wiele a z tej konkretnej odpływają promy na Bohom. Okazują się nieziemsko drogie. Zastanawiam się czy nie taniej byłoby polecieć samolotem…

Podczas odprawy przekonuję się, dlaczego promy są tak kosztowne. Procedura niemal identyczna jak na lotnisku (a czasami bardziej szczegółowa). Trzeba się zgłosić co najmniej 45minut przed wyruszeniem. Jest kontrola bezpieczeństwa, sprawdzanie bagażu na skanerze i przez psa a nas na bramkach i przez dotyk. Kontrola dokumentów, przydzielanie miejsc na pokładzie. Czasem ważą bagaże i te cięższe nadaje się jak w samolocie. Wszędzie mnóstwo ochroniarzy z bronią i naklejki w stylu „be pacemaker” – czyli rozbrój się. Czuję się tu bardzo bezpiecznie, ale takie sceny przypominają o zamachach i porwaniach dla okupu. W Sali oczekiwań można wygodni usiąść. Obejrzeć film lub program przygotowany dla turystów, np. jak ustrzec się poparzeń słonecznych albo choroby morskiej. Na Boholu był też program o Cebu – historia, zabytki. Można oczywiście zrobić zakupy, ale pamiątki są w cenach lotniskowych, czyli średnio kilka razy droższe niż na mieście. Najczęściej są też występy niewidomych muzyków (przez pół godziny przed odpłynięciem promu) i usługi masażopodobne.

Promy, którymi płyniemy okazują się być luksusowymi katamaranami i eleganckimi miejscami. Są stewardzi wskazujący miejsca i sprzedający jedzenie, są czyste toalety i telewizory – zanim puszczą film rozlega się z nich modlitwa, której tekst po angielsku pojawia się na monitorze. Czyżby tylko modlitwa mogła nas uratować? Podobne wrażenie odbieram na Cebu, gdzie triacykle wypisane są cale modlitwami np. o bezpieczną jazdę.