skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

środa, 15 czerwca 2011

23 maja, poniedziałek
Kolejny cudowny dzień na długiej plaży. Mógłby być pięknie leniwy, ale szkoda nam na to czasu. Miałam w planie wynudzić się na hamaku, poczytać książki, uzupełnić bloga. Na nic z tych rzeczy nie znalazłam czasu. Jest tu tyle do zobaczenia!
Woda przy plaży jest krystalicznie czysta, a morskie stwory podpływają całkiem blisko. Wczoraj na naszych oczach, kilka metrów od brzegu wielka ryba upolowała langustę. W lazurowym błękicie została plama krwi. Z lekka przerażające, ale uspokoiło mnie powszechne tu przekonanie, że nie ma tu gatunków niebezpiecznych dla człowieka. Nawet trigerfishe ponoć są tu spokojne i nie atakują. Oczywiście trzeba uważać na skorpiofishe czy moreny (a tu jest mnóstwo takich ślicznych, malutkich, żółciutkich!). Ale największym niebezpieczeństwem są silne prądy. Jak mówię silne, to mam na myśli coś, o istnieniu czego jeszcze niedawno nie miałam pojęcia. Paul opowiadał, że rok temu nurkował z grupą Japończyków i wielki głaz dosłownie „przeleciał” miedzy ich głowami. Uczymy się zatem obserwować wodę z łódki, dostrzegać miejsca, gdzie prądy się łączą a gdzie ścierają. Ostrożnie wybieramy miejsce zejścia, dokładnie omawiamy plan nurkowania i sytuacje awaryjne. Dostajemy dokładne instrukcje jak schodzić, jak oddychać, co zrobić jeśli prąd się gwałtownie zmieni (zauważymy to bacznie obserwując pewien gatunek ryb).


Tego dnia schodzimy pod wodę dwa razy (będąc pod wielkim wrażeniem tego, co zobaczyliśmy przeliczyliśmy pieniądze, postanowiliśmy ograniczyć inne wydatki i wykupiliśmy dodatkowo nurkowanie popołudniowe). Przy naszym pierwszym nurkowaniu widoczność jest rzędu 40 metrów! Można dostać zawrotów głowy. Ogromna przestrzeń, ławice ryb liczące po kilkaset np. ogromnych tuńczyków. Można się znaleźć bezpośrednio nad nimi albo obok. Dziesiątki różnych gatunków w zasięgu wzroku, Az nie wiadomo na co patrzeć. Kark mnie boli od kręcenia głową. Za drugim razem widoczność jest nieco gorsza, ale nadal jest to kilkanaście metrów.

To prawda, że nurkowania tutaj zaskakują zarówno dobrą widocznością jak też ponadprzeciętnym wyborem życia. Nie znam słów na określenie wszystkich tych gatunków, niestety. To prawda, co pisał Kapuściński, że nieznajomość słów na nazwanie świata wokół nas, zuboża nasze jego postrzeganie. Dlatego zazwyczaj studiuje książki z podwodną fauną. Tutaj niestety nie znalazłam na to czasu.
Wieczorem jedziemy na najbardziej na północ wysunięty punkt Indonezji. Znajduje się raptem kilometr od naszej bazy. Są ławeczki, tablice informacyjne i piękne widoki. Chłopaki z bazy mówią, że to znakomite miejsce na zachód słońca. Ale my musimy oddać motor. Jedziemy do wsi na pyszna kolację i Internet. A potem trzykilometrowy spacer nocą na nasza plażę. Taksówka kosztuje majątek.