skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

poniedziałek, 27 grudnia 2010


20 grudnia, poniedziałek.
O ósmej rano bierzemy hotelową taksę i jedziemy na lotnisko. Hotelowa jest najtańsza. Zaskakujące odkrycie.
Lotnisko międzynarodowe w Kalkucie wygląda jak dworzec kolejowy, a właściwie to nawet bardziej przypomina jakiś kurnik. Wiele złego o nim słyszałam. Ale opieszałość pracowników, brud, hordy komarów, powszechna dezinformacja i opóźnienia przebijają wszystko, co do tej pory widziałam.
Na lotnisku poznajemy chłopaków Niemiec. Jeden z nich mówi po polsku. Bardziej po śląsku niż po polsku, ze śmiesznym akcentem, ale się dogadujemy i to sprawnie. Przedstawia nam ich plan podróży dookoła świata. Wszystko fajnie, tylko nie w tak szalonym tempie! To nie dla mnie…

c.d.
Lądujemy w Tajlandii. Żałuję, że zaspałam i nie wyciągnęłam aparatu fotograficznego. Ale na pewno nadrobię to przy następnej wizycie. Lotnisko w Bangkoku robi na mnie niesamowite wrażenie. Tak nowoczesnej i przestronnej konstrukcji ze szkła, aluminium i zieleni jeszcze nigdzie nie widziałam. Słyszałam, że to tygrys Azji, że goni Singapur, ale nie miałam pojęcia, że tak to wygląda. Zachwycałam się lotniskiem! Zachwycałam się halami odpraw, organizacją, pięknymi dziewczynami z obsługi naziemnej (których zrozumieć początkowo nie mogłam, chociaż wydawało mi się, iż możliwe jest, że mówią po angielsku albo czymś do tego języka zbliżonym - z czasem tajski akcent okaże się nie lada wyzwaniem, ale możliwym do pojęcia, bo gdy masz orientację w temacie, wyłapujesz poszczególne słowa i domyślasz się reszty).
Na lotnisku próbowaliśmy rozwiązać sprawę naszych wiz, ale okazało się, że każdy ma inną wersję. Ostatecznie wjechaliśmy na naszych pojedynczych wizach 60 dniowych. Odebraliśmy bagaże i tak nam się spodobało, że gotowi byliśmy zostać na lotnisku na noc – właśnie się ściemniło. Zdobyłam mapki lotniska, miasta i informacje jak dotrzeć do centrum. Zawsze jest kilka możliwości, choć zdarza się, że wmawiają ci iż tylko taksówka można dojechać (polecam stronę WWW I hale taxi). Wybraliśmy wybudowany zaledwie kilka lat temu skytrain. Ponoć początkowi mieszkańcy podchodzili do niego z rezerwą, ale ostatecznie przekonali się do tej luksusowej formy podróżowania po mieście i pomogło to rozładować korki w straszliwie zatłoczonym Bangkoku. Sterylnie czysty pociąg typu metro, z peronami o zabudowanych torowiskach i drzwiach otwierających się automatycznie do poszczególnych wagonów, z uprzejmą anglojęzyczną obsługą i pięknymi eleganckimi pasażerami to coś, czego się tutaj nie spodziewałam. Z zachwytem przyglądałam się światu za oknem – jak z gier komputerowych albo filmów typu „Pięty element”. Brakuje tylko ruchu na kilku poziomach. Ale są drapacze chmur i szerokie ulice, wszystko fantastycznie podświetlone. My mkniemy sobie z zawrotna prędkością a uprzejmy kobiecy głos informuje gdzie jesteśmy. Nie słychać żadnego hałasu.
Jedziemy sobie do chińskiej dzielnicy, by na razie uniknąć tłumu turystów. Znajdujemy hotelik (z trudem dogadujemy się z chińskimi Tajami!). Przed wejściem do hotelu leży kilkanaście par sandałów/klapek/butów, które muszą zdejmować goście. Później okazuje się, że buty ściąga się także przed wszystkimi świątyniami oraz większością sklepów. Wyjątkiem są restauracje oraz duża sieć mini-marketów 7-eleven (w rodzaju Żabki). Tych marketów jest tyle (na niemal każdym rogu ulicy), że służą za punkty orientacyjne przy wskazywaniu drogi.



19 grudnia, niedziela
Raniutko mamy oddać materiał do testów – a tu nic! Jeszcze kawa (jednak dobrze mieć ze sobą menażkę i grzałkę). Dopiero teraz się udaje :D biegniemy z pojemniczkami do laboratorium. Dopiero teraz mamy tak naprawdę czas na poznanie miasta.
Kalkuta (hindi कोलकाता, trl. Kolkātā, trb. Kolkata; bengali: কলকাতা, trl. Kolkatā, trb. Kolkata ang. Kolkata; do 2001 hindi कलकत्ता, trl. Kalkattā, trb. Kalkatta; ang. Calcutta - stare nazwy wciąż w powszechnym użyciu) – miasto w północno-wschodnich Indiach, w delcie Gangesu. 4 638 350 mieszkańców (2006); region metropolitalny 15,6 mln mieszkańców (2006). Stolica stanu Bengal Zachodni, wielki węzeł komunikacyjny i port morsko-rzeczny, wielki ośrodek przemysłowy, handlowy, naukowy i kulturalny w regionie. Liczne zabytki architektury pałacowej i świątynie hinduskie. Czwarte co do wielkości miasto kraju.
Kalkuta została założona w 24 sierpnia 1690 roku, kiedy Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska weszła w posiadanie trzech wiosek, w tym Kalikaty, od której nazwy wywodziła się pierwotna nazwa. W 1698 roku ukończono budowę fortu Williams. W 1756, w czasie wojny siedmioletniej miał miejsce incydent w Czarnej Jamie. Wobec zignorowania żądania miejscowego władcy, który nie chciał rozbudowy fortu, wtrącono ponad 140 brytyjskich żołnierzy i cywilów do lochu o powierzchni 20 metrów kwadratowych. Następnego ranka dożyło tylko 23 więźniów.
W 1772 roku Kalkuta została stolicą Indii Brytyjskich. Była nią aż do 1912 roku, kiedy miasto utraciło stołeczność na rzecz New Delhi. W tym czasie osuszono okoliczne bagna i rozbudowano miasto.
W czasie II wojny światowej miasto zostało dwukrotnie zbombardowane przez Japończyków. W 1943 z powodu przekazywania żywności wojskom alianckim doszło do niedoborów wapnia. Spowodowało to głód, w wyniku którego zmarło ponad 5 mln ludzi. W 1946 roku doszło do zamieszek w wyniku których śmierć poniosło 2 tys. ludzi. Po podziale Indii Brytyjskich doszło do masowej migracji: Hindusi uciekali z ówczesnego Pakistanu Wschodniego (obecnego Bangladeszu) do Indii, natomiast muzułmanie migrowali w przeciwną stronę.
W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych strajki, przerwy w dostawach energii elektrycznej i działalność maoistowskich bojowników spowodowały stagnację ekonomiczną miasta. W połowie lat dziewięćdziesiątych nastąpiła powolna poprawa sytuacji gospodarczej po wprowadzeniu przez rząd Indii reform gospodarczych. Od początku XXI wieku, dzięki sektorowi IT, gospodarka szybko się rozwija.
Kalkuta utrzymuje partnerskie więzi z następującymi miastami:
• Karaczi, Pakistan
• Kunming, Chiny
• Long Beach, Kalifornia, Stany Zjednoczone
• Neapol, Włochy
• Odessa, Ukraina
Kalkuta występuje w literaturze
• "Miasto radości" Dominique Lapierre
• "Ucieczka do Indii" Krzysztof Mroziewicz 2004 (rozdz. "Miasto prawd ostatecznych")
• "Na drogach Indii" Jerzy Putrament 1967 (rozdział "Kalkuta")
• "Księga zdziwień" Kazimierz Dziewanowski 1972 (rozdział "Zdumienie i groza: Złoty Bengal - śmierć w promieniach słońca")
• "Indie na co dzień" - z notatnika religioznawcy. Tadeusz Margul 1970 (rozdz. Dwie kalkuckie wizyty", "Durga Pudża w Kalkucie", "Parę migawek kalkuckich", "Strajk generalny w Kalkucie")
• "Wiza do Indii" Jan Zakrzewski 1989 (rozdz. "Kalkuta")
• "Róża wiatrów" Artur Lundkvist 1969 (z rozdz. "Płonące Indie" s. 47-55)
• "Aż do najdalszych granic" Wojciech Giełżyński 1972 (z rozdz. "Indie, Indie, otchłań świata" - "Samo dno" 1966)
• "Kraj świętych krów i biednych ludzi" Wojciech Giełżyński 1977 (rozdz. "O samym dnie i szczypcie nadziei")
• "Życie po hindusku" Janina Rubach _ Kuczewska 1971 (Str. 120)
• "Pariasi" Pascal Bruckner PIW 1996 (tłum z fr. 1985 r) - str. 475- 509 (rozdz.Nieuleczalni", "Sterty szkieletów" i "Ludzki pył")
oraz filmie:
• Parineeta' * Yuva * Calcutta Mail * The Namesake * Hey Ram * 15 Park Avenue * Howrath Bridge 1958 * Born Into Brothels:Calcutta's Red Light Kids (dokument) * Miasto Radości (City of Joy) * Calcutta (reż Luis Malle)

Po południu odbieramy wyniki badań. Trochę nam tam muszą potłumaczyć, ale wszystko jest ok. Z tej radości idziemy na deser lodowy (długo go będziemy pamiętać, bo chyba on nam zaszkodził!). W aptece specjalnie dla mnie sprowadzają tabletki. Przychodzimy po nie tuz przed zamknięciem i na zapleczu czekamy na kuriera. Niesamowicie mili ludzie. I to ci sami, których kilka godzin wcześniej widzieliśmy „w akcji”. Jakiś niezadowolony klient wywołał awanturę. Wszyscy strasznie na siebie krzyczeli (jak pisze że strasznie, to znaczy, że u nas się aż tak nie krzyczy) a „nasz” ekspedient już zdejmował fartuch i wywoływał gościa na bójkę na zewnątrz. Szedł jak byk. Az miło popatrzeć. A chwilę później obsługują nas uprzejmie w kasie jakby nigdy nic.
18 grudnia, sobota
Dzień zaczynamy od zmiany hotelu. Znajdujemy w zaułku czyściutki gest housik z przemoła obsługą za niewielkie pieniądze. 10 dolców za pokój wysokiej klasy – tego się w Indiach nie spodziewałam. A już na pewno nie w Kalkucie!
Zaplanowaliśmy sobie na Kalkutę tak dużo czasu, by załatwić dwie rzeczy: zrobić testy i wysłać paczkę. Okazuje się, że nie wzięliśmy pod uwagę, że jest weekend i poczty są nieczynne. Więc paczka poleci z Tajlandii. Ale tuż rarogiem jest prywatny szpital, czynny codziennie. Umawiamy się na wizytę - po 12 zł od osoby. Lekarz, którego pierwsze litery imion dają ATM czyli bankomat :D, bada nas (mnie mija już infekcja, ale mam biegunki, mdłości i zawroty głowy; Łukaszowi ta sama infekcja górnych dróg oddechowych zajęła płuca) sprawdza i opisuje wszystko dokładnie. Zleca nam badania, o które prosimy. Testy na pasożyty (w tym amebę) kosztują ok. dwóch dolarów. Te na malarię, tyfus itp. są o wiele droższe a doktor uważa je za niepotrzebne, bo nie gorączkuję. Kupujemy pojemniczki na materiał do badań i tu zaczynają się schody. Oboje mamy kłopot z „long toilet”. Szukamy więc czegoś, co nas „przegoni”. Najlepsze do tego wydaja się lokalne jogurty. Objadamy się więc takimi specjałami.
Spacerujemy po mieście, robimy zakupy. W Tajlandii będzie drożej, więc uzupełniamy apteczki i kosmetyczki. Żarcie uliczne jest tu zupełnie inne. Tyle nowych potraw i deserów do spróbowania!

17 grudnia, piątek
W czwartek o 16tej szukaliśmy na peronie bodajże 27 naszego wagonu – w pociągu długim chyba na kilometr. Miałam okazję zobaczyć kolejki ludzi grzecznie czekających na otwarcie wagonów. Okazało się, ż pociąg przyjechał spóźniony i wsiadamy do przeraźliwie brudnego składu. Na szczęście mamy górne koja, wiec nie toniemy w stertach śmieci, które kleją się na podłodze i piętrzą w stosy. Nasze miejsca udaje się jako tako ogarnąć. Rodzinka z dołu nieco wyśmiewa nasze zachowanie, gdy standardowo przypinamy plecaki łańcuchami pod dolnym łóżkiem. Może i ludzie wokół wyglądają na sympatycznych ale w Indiach niczego to już nie zmienia. Ostrożność podróżnicza oznacza ograniczone zaufanie do otoczenia zawsze i wszędzie. Za wiele osób opowiedziało nam swoje historie – jak to zostali oskubani. Najczęściej przez swoją głupotę. Tak jak ci Niemcy, których poznałam w drodze do Pokhary a potem w Katmandu opowiadali Łukaszowie, że wysiedli na chwilę z autobusu (publicznego), by kupić herbatę a po powrocie nie znaleźli plecaka – z paszportami, i-podem, laptopem, przewodnikiem i innymi drobiazgami. Skomentowali to stwierdzeniem, że duuużo ich to teraz kosztuje. Szkoda, że tak niefortunnie zaczęła się ich podróż, ale przecież sami są sobie winni. Mnie by do głowy nie przyszło, by pozostawić paszport bez opieki. Paszport i karty kredytowe oraz grubszą gotówkę mam przy sobie zawsze – w czasie snu (w hotelu zdejmuję pas, ale zawsze kładę go pod poduszkę), w toalecie (w miastach takich jak Delhi dokumenty i pieniądze zabierasz ze sobą idąc pod prysznic, bo singli obrabiają nawet gdy ci są w łazience).
Pociąg rusza z dwugodzinnym opóźnieniem, co nikogo bynajmniej nie dziwi, ani nie denerwuje. Nas tez nie – ledwie ten fakt zauważam. Czas opuścić Indie, skoro aż tak tu wsiąkliśmy. Nareszcie mamy przy sobie wszystkie nasze ciepłe ubranka, więc tej nocy w końcu nie marzniemy. Co chwilę tez dokupujemy sobie gorące herbatki albo coś do przegryzienia. Śpimy, gadamy, obserwujemy ludzi – i tak mija nam ponad doba podróży. O Kalkuty przyjeżdżamy z opóźnieniem, około 20tej, więc już po zamknięciu przeprawy promowej. Po opowieściach Łukasza z poprzedniej jego bytności w Kalkucie (o przeładowanych nieziemsko promach i zatonięciu jednego z nich tuz po jego wyjeździe) jakoś nie bardzo miałam ochotę na te atrakcję, więc z chęcią wsiadam do taksówki. A taksówki w Kalkucie są świetne – wszystkie żółte starym stylu. Jak z filmów. Mnóstwo miejsca w bagażniku na plecaki, w miarę uczciwi kierowcy. Są też riksze chodzone, ale – jak już wspominałam – to nie dla mnie.
Jedziemy na ulice turystyczną. Kalkuta przez okno taksy wygląda tak, jak ją sobie wyobrażałam. Jak Indie w soczewce. Ciemno, brudno, śmierdząco i przeraźliwie biednie. Gdy wysiadamy w ciemność kieruje się w stronę wskazaną przez mojego towarzysza. „Drogą czy chodnikiem?”- pytam. „Ulicą. Będzie bezpieczniej.” Rzeczywiście, w mroku dostrzegam bezdomnych, psy, odpadki… Nie wygląda to jak w filmach, gdzie nawet żebracy są sterylnie czyści i sympatyczni.
Z trudem znajdujemy jakiś hotelik w przyzwoitej cenie. Okazuje się jednak, że jest awaria i ciepła wodę przynoszą nam w wiadrze. Okno pokoju, pozbawione szyb, wychodzi na korytarz. Z ulicy dochodzą hałasy (m. in. naprawiają ten cholerny wodociąg) wiec nie wysypiamy się tej nocy –oględnie rzecz ujmując.

16 grudnia, czwartek
Nocnym pociągiem przyjechaliśmy do Delhi. Początkowo planowaliśmy dokończyc zwiedzanie, ale po tych kilku intensywnych dniach w Radżasthanie nie mieliśmy już ochoty na zabytki. Zaczęliśmy więc jeszcze ciemną nocą od odnalezienia poczekalni. Tam stwierdziliśmy, że znakomicie już zaaklimatyzowaliśmy do Indii. Zresztą dzień wcześniej Łukasz poganiał mnie „no chodź już do waiting roomu bo nam wszystkie gniazdka zajmą”. Walka o możliwość doładowania baterii (szczególnie w laptopach) stała się stałym i zwyczajnym elementem dnia codziennego.
Czas, który mieliśmy do wykorzystania w Delhi przeznaczyliśmy na szwędanie się po mieście, szczególnie bazarach. Nawet w wielkim mieście bywa klimatycznie, niczym na wioskowym targu.
A sama stolica… znakomicie opisana jest na wikipedii:
Delhi (hindi: दिल्ली, trb.: Dilli, trl.: Dillī; pendżabski: ਦਿੱਲੀ; urdu: دہلی; ang. Delhi) – miasto i dawna stolica Indii położona w północnych Indiach nad rzeką Jamuną; zamieszkuje ją 11,2 mln mieszkańców (2006), a aglomerację miejską 17,8 mln mieszkańców (2006). Miasto położone jest na wysokości 216 m n.p.m., a jego powierzchnia to 1483 km². Zagęszczenie ludności wynosi 23 tys. os./km². To drugie co do wielkości (po Bombaju) miasto Indii, wielki węzeł komunikacyjny, centrum przemysłu i kultury, miasto uniwersyteckie, z licznymi teatrami, galeriami, muzeami i zabytkami z okresu Wielkich Mogołów. Miasto przoduje w rozwoju technologii informacyjnej i telekomunikacyjnej (drugie w Indiach po Bangalore).
Delhi jest stolicą jednostki administracyjnej o tej samej nazwie mającej status Narodowego Terytorium Stołecznego Delhi (zajmuje większość jego obszaru). Na obszarze narodowego terytorium stołecznego Delhi znajduje się stolica Indii – Nowe Delhi. Władze terytorium zabiegają o przekształcenie go w stan.
Przeciętna temperatura w roku wynosi 25 stopni Celsjusza, roczna ilość opadów średnio 808 mm. Najcieplejszym miesiącem jest czerwiec (śr. 33,4 °C), najchłodniejszym styczeń (śr. 14,2 °C). Najwięcej opadów (śr. 255 mm) przypada na sierpień, a najmniej (śr. 7 mm) na listopad.
O Delhi mówi się, że jest miejscem, w którym przez tysiąclecia nabudowano na sobie i obok siebie siedem miast Delhi. Niedawne badania archeologiczne potwierdziły, że u źródeł powstania Delhi leży założenie w 1200 p.n.e. pierwszego z tych miast o nazwie Indraprastha. Było ono stolicą państwa Pandawów. Fakty te opiewa starożytny indyjski epos Mahabharata. W czasach Imperium Maurjów Delhi leżało na szlaku ważnych dróg ze wschodu na zachód. Początki obecnego Delhi wiążą się z założeniem przez klan Radźputów Tomara w 736 roku n.e. miasta Lal Kot. Radźpucki klan Ćauhan rządzący miastem Adźmer zdobył ówczesne Delhi i zmienił nazwę miasta na Qila Rai Pithora.
W 1192 roku ostatni władca indyjski, książę Radźputów Prithwiradź Ćauhan (1162-1192) zginął po zajęciu Delhi przez Mohammad Ghoriego. Dla miasta zaczął się czas panowania muzułmanów. Po śmierci Mohammada Ghoriego władzę objął jego generał i niewolnik zapoczątkowując tzw. dynastię niewolniczą. Z tego czasu pochodzi zbudowana w 1199 roku najwyższa na świecie wieża minaretu Kutb Minar. Panowanie muzułmańskie trwało aż czasu zdominowania Indii przez Brytyjczyków. Powołany w 1206 roku Sułtanat Delhijski przetrwał aż do najazdu Mongołów w 1526 roku. Delhi była wówczas stolicą sułtanatu rządzącego prawie całymi Indiami, największym centrum sufizmu (mistyczna tradycja islamu). W tym czasie nastąpiła budowa fortów, które są częścią siedmiu miast Delhi.
Kwitnący okres przypadł na czas panowania Muhammada Tughlaka z dynastii Tughlaków (1320-1355), do momentu, gdy Timur z hordami mongolskimi spustoszył miasto zabijając 100 tysięcy jego mieszkańców i osadzając na tronie muzułmańską dynastię Sajjidów (1414-1451).
Islam królował w Delhi także, gdy w 1556 roku po wygranej bitwie armii Babura miastem, a z czasem i Indiami zaczęli rządzić Wielcy Mogołowie. Z tego czasu pochodzą takie zabytki Delhi jak Czerwony Fort i największy meczet w Indiach, Dżami Masdżid. Najsławniejsi z Wielkich Mogołów to Akbar (1542-1605), budowniczy nowej stolicy Fatehpur Sikri i Dżahan zwany też Szahdżahanem (1592-1666), który kazał dla swojej żony zbudować grobowiec Tadź Mahal. On też jest twórcą "siódmego miasta Delhi" nazwanego na jego cześć Shahdżahanabad. Powszechnie znane jest ono jednak pod nazwą Starego Delhi.
W lutym 1739 roku Delhi zostało splądrowane przez wojska szacha Iranu Nadir Szaha (1688-1747). Najeźdźcy wywieźli ze sobą sławny Pawi Tron Wielkich Mogołów, z którego władcy Persji, a potem Iranu rządzili do końca. Ostatni siedział na nim Mohammad Reza Pahlavi (1919-1980). W połowie XVII wieku w mieście za zgodą Mogołów rozpoczęła działalność handlową Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. W wojnach Wielkich Mogołów z południem Indii Brytyjczycy stawali po ich stronie. W tym czasie Delhi uniknęło najazdów. Tylko raz w 1752 było splądrowane podczas najazdu afgańskiego króla Ahmeda Szaha Durrani (1724-1773).
30 grudnia 1803 Delhi zostało zdobyte przez wojska brytyjskie. Zarządca brytyjski pozwolił Wielkim Mogołom zachować tytuły i własność prywatną. W 1857 podczas powstania Sipajów powstańcy wraz z armią bengalską zaatakowali Brytyjczyków i dokonali wśród nich rzezi. Cztery miesiące potem Brytyjczycy odbili miasto, ale zdecydowali się przenieść stolicę do Kalkuty. Delhi stało się wówczas czasowo częścią prowincji Pendżab. Dopiero w 1911 roku król Wielkiej Brytanii Jerzy V ponownie przeniósł stolicę do Delhi, aby powstrzymać zabiegi muzułmanów o autonomię.W tym też roku burząc częściowo Stare Delhi Brytyjczycy rozpoczęli na brzegu Jamuny budować Nowe Delhi. Zaprojektowali je brytyjscy architekci - Edwin Lutyens (1869-1944) i Herbert Baker (1862-1946). W 1931 roku uznano je za stolicę Indii brytyjskich, a w 1947 niepodległych Indii.
Podczas podziału Indii Brytyjskich na Pakistan i Indie w 1947 roku ze strachu przed pogromem ze strony muzułmanów tysiące wyznawców hinduizmu i sikhizmu wywędrowało z Zachodniego Pendżabu i Sindhu do Delhi. Nadal liczba ludzi zjeżdżających z całego kraju do Delhi jest wyższa niż wskaźnik urodzin w mieście. Zamach na premiera Indii Indirę Gandhi dokonany przez jej ochroniarzy ludzi sikhijskiego pochodzenia przyczynił się w 1984 roku do rzezi wśród wyznawców tej religii. Zginęło 2700 osób. Współcześnie miasto boryka się z problemami typowymi dla wielkich aglomeracji trzeciego świata, takimi jak przeludnienie, niskie standardy sanitarne i duże kontrasty w poziomie życia mieszkańców.
Przegląd wzrostu ludności Delhi na przestrzeni dziejów: do roku 1865 mamy do czynienia z oszacowaniami, potem z pomiarem ludności, aż po eksplozję demograficzną.
rok mieszkańcy
1820 100.000
1865 152.400
1871 154.400
1881 173.400
1891 192.600
1901 214.115
1911 237.944
1921 304.420
1931 447.442
rok mieszkańcy
1941 521.800
1 marca 1951 914.800
1 marca 1961 2.061.800
1 kwietnia 1971 3.694.500
1 marca 1981 4.865.100
1 marca 1991 7.206.704
1 marca 2001 9.817.439
1 stycznia 2005 10.928.270