skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kanton. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kanton. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 września 2011

Poniedziałek, 6 czerwca
Myślałam, że tu nie będzie niczego ciekawego. Że trzeba się w Guangzhou zatrzymać, żeby się przesiąść na następny pociąg. Okazało się, że są tu ciekawi ludzie, pyszne jedzenie i kolorowe bazary. To konglomerat europejskiej tradycji z azjatycką drapieżnością ekonomiczną. Po zmuszeniu Chin do większego otwarcia się na świat, Brytyjczycy i Francuzi dostali pozwolenie na stałe osiedlenie się na chińskiej ziemi. Koncesje dotyczyły Shamian w Kantonie. Przez okres wielu lat było to jedyne takie miejsce w Chinach. Powstała enklawa XIX wiecznej architektury europejskiej - piękne wille, banki, budynki administracji, a wszystko to oddzielone od miasta, odseparowane od otaczającego tłumu Chińczyków. Jest tu kościół, jest i (niestety niszczejąca) kaplica Matki Boskiej z Lourdes.
Wyspa Shamian nie robi wcale wrażenia wyspy. To mały fragment lądu, opływany od południa przez Rzekę Perłową, a od północy otoczony wąskim kanałem. Shamian bardzo kontrastuje z resztą miasta. Tam, na handlowych ulicach, tętni życie. Tutaj cisza i spokój.
Moi chińscy przyjaciele bardzo chcą mi pokazać miasto, choć nie zawsze znają jego historię. Nie potrafią wyjaśnić dlaczego dane miejsce jest ważne, ale zabierają mnie na spacery pieknie oświetlonymi ulicami, do muzeów, parków, restauracji.
Znalazłam info o kantońskiej kuchni:
Do Kantonu już w IV stuleciu zaczęli przybywać obcokrajowcy, a od XV w. również Europejczycy. Stąd rozpoczęła się emigracja Chińczyków na zachód. Dlatego potrawy z południowych prowincji są najbardziej znane. Jest to również zdecydowanie najlepsza ze wszystkich odmian kuchni chińskiej. Dania kuchni kantońskiej wyróżniają się różnorodnością. Delikatne przyprawy i świeże składniki sprawiają, że potrawy z tego regionu mają niezrównany smak i zapach. Kucharze często sięgają po obce dodatki i łączą mięsa z rybami i owocami morza.
Specjalnością regionu są ryby przyrządzane na rozmaite sposoby. Na przykład ryby morskie smaży się w dużej ilości oleju, dodając imbir i cebulę oraz szczypiorek czosnkowy, zupełnie inny niż ten, który znamy. Szczypior ten jest gruby i mięsisty, a jada się także kwiatowy pączek, który przy okazji atrakcyjnie wygląda jako ozdoba.
Potrawy przygotowywane w Kantonie są zwykle duszone lub gotowane na parze, a przed smażeniem na oleju bardzo często obgotowywane. Tu podstawowym składnikiem niemal każdego posiłku jest ryż, nie stroni się też od mięsa psów i drobnego ptactwa – w tym młodych sroczek i wróbli.
Ale Kanton to także inny chiński skarb, słynny sos Hoisin o słodko-korzennym smaku, zrobiony z fermentowanej soi, czosnku i cukru. W takim gęstym sosie moczy się kawałki kurczaka, usmażonego wraz z warzywami i doprawionego dodatkowo bazylia cytrynową i papryczką chili zwaną „ptasie oczko”, która jest jedną z najbardziej ostrych odmian chili.
Kantończycy bardzo chętnie jadają warzywa. Bardzo popularną „zieleniną” jest Gai Larn, która w smaku przypomina brokuły a jej częścią jadalną są soczyste łodygi. Typową przekąską jest Dim Sum. To nic innego jak gotowane na parze „saszetki” z pikantnymi nadzieniami. Albo też roladki, nieco przypominające nasze krokieciki. Dodam, że jadłam te potrawę i jest to jedna z najlepszych rzeczy jakich przyszło mi w życiu skosztować. Dźwięki gwarnej restauracji odpłynęły, czas się i zatrzymal i został tylko ten smak. Zupełnie niepowtarzalny, niebiański.

A propos nieba, to Chiny lubują się w w drapaczach chmur i wszelkiego typu wysokich budynkach.
Obecnie w Guangzhou odnotowuje się 339 tego rodzaju obiektów.
Guangzhou TV Tower, 2010, 600 m
CITIC Plaza, rok oddania do użytku 1997, 80 kondygnacji, 321,9 m wysokości
Guangdong Telecom Plaza, 2003, 68, 260 m
Hotel Guangdong International, 1998, 63, 200,2 m
Hotel Royal Mediterranean, 1998, 48, 195 m
Center Plaza, 2004, 45, 194 m
Victory Garden, 2004, 52, 192 m (3 budynki)
Metro Plaza, 1996, 48, 182 m
Hotel Asia International, 1998, 50, 180 m
Budynek Guangzhou Electric Power, 2002, 35, 174 m
R&F Profit Plaza, 2006, 42, 153 m

Ale na nas już czas,wieczorem wsiadamy w pociąg do Lujiang

piątek, 9 września 2011

Niedziela, 5 czerwca
Jestem w Kantonie. Rok temu do głowy by mi to nie przyszło. Tak sobie zamarzyłam, że odwiedzę Chiny i zgrałam sobie na laptopa film o atrakcjach turystycznych Chin. Nie śmiałam go nawet obejrzeć. U tu masz ci los! Jestem :)


Rano próbuję okiełznać wiraże w mojej głowie – jednak podróże po krajach muzułmańskich, gdzie obowiązuje ścisła prohibicja, zrobiły swoje i w sferze procentowej zrobiłam się bardziej ekonomiczna. Radzę sobie jakoś, na twarz kładę maseczkę z ptasich gniazd (lokalny przebój, za zupę z tego cudu miejscowe kobiety dałyby się pociąć!) i w południe dochodzę do siebie. Akurat na czas, by powiedzieć „ni hao” naszej gospodyni. Pomoc domowa przygotowała specjalnie dla nas na śniadanie coś chińskiego. Zaskoczona konstatuję, że jest to miejscowy kleik! Nie z tym kojarzyło mi się tradycyjne chińskie jedzenie!
Byłam ciekawa ilu turystów zatrzymuje się w tym mieście na dłużej i poszukałam blogów. I co? Znalazłam opis uczestnictwa w jakichś targach, gdzie dziewczyna pisała o tym, jak to cały czas chodziła głodna, jakie niedobre kanapki była zmuszona jeść, bo wiła się po łóżku z głodu a kawa przyprawiała ja o mdłości. Zupełnie nie potrafię tego pojąć! Wystarczy zatrzymać się gdziekolwiek (oczywiście w uliczkach zamieszkiwanych przez zwyczajnych ludzi a nie w okolicach drogich hoteli i ekskluzywnych centrów handlowych), by zostać otoczonym tłumem stołów z jedzeniem. Pysznym chińskim jedzeniem. Taniutkim chińskim jedzeniem. We wszystkich smakach. Grillowane lub smażone w głębokim tłuszczu warzywa, grzyby, mięsko... Często nie wiem co to jest, choć wygląda podobnie do czegoś co znam z Europy. Jak nie jestem pewna co to jest – kupuję i kosztuję. Czasem smak albo konsystencja zaskakują. Ale zawsze mi smakuje. Szczególnie te małe grzybki z głębokiego tłuszczu! Po całym dniu delektowania się ulicznym jedzeniem podsumowuję – wydałam równowartość pięciu dolarów. A potem idziemy z Bobo do jakiejś tradycyjnej restauracji w historycznym centrum miasta, gdzie trzeba czekać na stolik (tu są takie plastykowe krzesełka przed restauracjami dla oczekujących, bo trwa to do dwóch godzin w porze obiadowo-kolacyjnej). I w takim miejscu, które wygląda mi na zupełnie przeciętne, Bobo zamawia cały stół przekąsek, a każda z nich kosztuje więcej,niż ja wydałam przez cały dzień, Tu też jedzenie jest pyszne, po prostu rozpływa się w ustach. Czasem się zawieszam, zamykam oczy i delektuję się nieziemskim smakiem. Wyglądam zabawnie, ale ja myślę tylko o tym, że nie sposób tych smaków udokumentować. Próbuję więc fotografować i zapamiętać jak najwięcej. Słyszałam, że Kantończycy jedzą wszystko co ma 4 nogi (oprócz stołu), co lata (oprócz samolotu) i co pływa (oprócz statku.

Przyglądam się miastu i wszystko mnie tu dziwi. Znalazłam taka opinię: Stolica prowincji Guandong - Kanton (Guangzhou) - od dawna utrzymywała kontakty z Zachodem. Dlatego leżąca po obu stronach Rzeki Perłowej metropolia ma tak dobre wyniki ekonomiczne, w jej sąsiedztwie powstały specjalne strefy ekonomiczne, oraz jest oazą fałszowania wszystkiego (od płyt CD po markową odzież tzw. "oryginalne chińskie podróbki") i dlatego istnieje tu tyle zakładów opartych na wyzysku. Myślałam, że w Chinach będę zbulwersowana łamaniem praw człowieka, ale na razie poznaję tylko bogatych biznesmenów, o szerokich horyzontach, po dziesięciu minutach rozmowy pytających mnie czym warto handlować z Polską. Dzięki mojej gospodyni odwiedzam piękne, nowoczesne dzielnice miasta – ogrodu (rzeczywiście bardzo tu zielono), drogie restauracje, spaceruję po historycznym centrum. Bawi mnie, gdy moi chińscy przyjaciele umiejscawiają wydarzenia w czasoprzestrzeni, odnosząc się do panujących w Chinach dynastii. Uważają to za tak naturalne, że posługują się tym systemem uzgadniając daty ze mną. Nie mam pojęcia o czy mówią. I wtedy do mojej świadomości po raz kolejny przebija się odmienność tego miejsca od wszystkich, które do tej pory odwiedziłam. Własne litery, własny język w wielu wersjach, własna historia, własny światopogląd filozoficzno – religijny, własna sztuka, własna gospodarka. Oni naprawdę nas nie potrzebują. Europa to dla nich tylko jeden z wielu rynków zbytu. Może to tylko tutaj, w tym zeuropeizowanym mieście... Może to wynika z historii i tylko tutaj będzie tak nowocześnie? Może jeszcze znajdę ten urok starych Chin? W języku polskim chiński Guangzhou [wymowa guangdżou] nazywamy jest Kanton (za angielskim Canton). Ten termin pochodzi prawdopodobnie od pierwszych europejskich handlarzy – Portugalczyków, którzy rozpoczęli w regionie międzynarodowy handel w 1511 r. Oni nazywali to miasto Cantão.
Kanton jest stolicą prowincji południowo-wschodniej Guangdong. W czasach, gdy Chiny były ciągle skupione na sobie tu, u ujścia Rzeki Perłowej, możliwy był międzynarodowy handel. Z tej tradycji coś pozostało i Kanton był w czołówce miejsc, gdzie najszybciej postępowały zmiany gospodarcze w Chinach ostatnich lat. Uwierzcie mi, to widać na każdym kroku.