Zastanawiałam się nad sensem wakacji jako takich. Niezależnie
od tego jak bardzo kochamy nasze życie, jak uzależniliśmy się od pracy – czasem
potrzebujemy przerwy. I co wtedy robimy? Są tacy, którzy śpią. Odsypiają za
wszystkie czasy, całymi dniami ślamazarzą się w piżamie. Inni odwiedzają
rodzinę i przyjaciół. Są tacy, którzy tradycyjnie jeżdżą w swoje ulubione miejsce,
najlepiej nad morze albo w góry. Dla nielicznych wakacje oznaczają wypoczynek
aktywny. Od czego zależą nasze wybory? Kiedyś tłumaczono mi, że od tego jaką
pracę wykonujemy na co dzień. Pracownicy biurowi potrzebują aktywności
fizycznej i odwrotnie – ci, którzy w pracy są aktywni, na wakacjach chcą się lenić
za wszystkie czasy. Może i jest w tym
trochę prawdy, ale wydaje mi się, że istota naszych wakacyjnych wyborów tkwi
jednak gdzieś w zakamarkach naszych osobowości.
Czy warto zatem roztrząsać zagadnienie sposobu
relaksowania się? Czy jeden sposób może być lepszy od innego? I dlaczego czasem
zmieniamy swoje przyzwyczajenia, by zrobić coś zupełnie innego? Czy zmiana
przyzwyczajeń okazuje się strzałem w dziesiątkę? Czy raczej jest koszmarem?
Jedna ze znanych mi historii to kobieta, która
wyznała, że po 27 latach mieszkania w Przemyślu nie była nigdy na Kopcu
Tatarskim (popularne miejsce spacerów), twierdząc, że nie ma na to czasu.
Przyjaciółka powiedziała jej wówczas „nie okłamuj sama siebie, Ty po prostu nie
lubisz zwiedzać!” Inny znajomy opowiadał, że całe życie jeździł na wczasy
rodzinne nad morze. Jednak któregoś roku zdarzyło się nieszczęście – zabrakło miejsc.
Musiał pojechać do Zakopanego. Gdy rano skończyli biesiadować i ktoś pokazał mu
Giewont twierdząc, że można się tam wspiąć – myślał, że z niego żartują. Ale poszedł
sprawdzić. Teraz jest jednym z najlepszych turystów górskich jakich znam. Pokonał
wiele naprawdę wysokich i niebezpiecznych gór, odnalazł w tym swoje szczęście i
harmonię.
Po co o tym piszę? Bo jestem przekonana, że
wszystkiego trzeba w życiu spróbować. Nie
można powiedzieć „nie lubię flaczków”, jeśli się nie zna ich smaku a ocenia się
je wnioskując jedynie z nazwy i wyglądu. Skoro nie wiemy co może nas
uszczęśliwić, warto szukać.
A co Wy o tym sadzicie?