skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 2 września 2011

2 czerwca, czwartek Macau/Macao
Dziś przede mną spore wyzwanie. Macau. Znaczy nie sam wyjazd jest wyzwaniem, tylko jego opisanie. Chyba wszyscy wiedzą, że od XVI była to kolonia portugalska. 20 XII 1999 roku Makau wróciło do Chin i stało się specjalnym regionem administracyjnym. Macau to kolonia zarządzana przez Portugalczyków przez niemal pięć wieków, więc wyspa była pierwszą i najdłużej istniejącą europejską kolonią na świecie. Dziś nadal jest to takie dziwne miejsce, które niby jest w Chinach a jednak nie jest . Nie potrzebujemy tam wiz, do Chin jest przejście graniczne itp. Przejrzałam kilka blogów, w większości ludzie ograniczają się do fotek. Bo rzeczywiście trudno znaleźć klucz do pisania tego miejsca. Zazwyczaj Makao kojarzy się z hazardem, ze względu na liczne kasyna, największe w hotelu Lisboa; wyścigami psów i koni, rajdem samochodowym Grand Prix Formuły 3, architekturą kolonialną, wieżą Makao (Macau Tower), wznoszącą się na 338 metrów ponad miasto, która jest 10- tą wolno stojącą wieżą na świecie i 8 najwyższą w Azji oraz ruinami katedry św. Pawła - symbolem Makao. Ale mój blog to nie przewodnik. Nie będę więc opisywała co warto tu zobaczyć. Opowiem jedynie o swoich wrażeniach. Zważywszy na różnorodność tego miasta i krótki czas mojego pobytu, będzie to relacja bardzo subiektywna. Może dla niektórych wręcz błędna czy kłamliwa. Tak jak dla mnie co najmniej dziwne były informacje o niskich cenach w tym mieście. Zaraz, zaraz... jeśli to pisali warszawiacy, to wszystko jasne. Ja piszę z perspektywy dziewczęcia z małego miasteczka w Polsce kategorii C. Może dlatego na pewne sprawy patrzę inaczej. A może po niespełna roku podróżowania priorytety i punkty odniesienia zmieniają się aż tak znacznie?

Przypomina mi się jak nie potrafiłam sobie wyobrazić tego miasta. Tymczasem jest to miejsce, do odwiedzenia którego należałoby się przygotować. I to co najmniej w kilku sferach. Jeśli chcesz tu spać – zabezpiecz sobie nocleg dużo wcześniej. Jeśli chcesz grać – opanuj pokera na naprawdę wysokim poziomie. Jeśli chcesz obejrzeć najlepsze i najdroższe show – kup bilety z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem!

A wszystko wydaje się takie proste. Promy z Hong Kongu wypływają z dwóch przystani. Ceny rejsów wahają się, zależnie od promocji, ale normalnie wynoszą około 37 zł. Rejs trwa około 1h , a płynie się komfortowym, superszybkim TurboJetem. Po Macao najwygodniej poruszać się autobusami, są najtańszym i najszybszym środkiem transportu. Przystanki są dobrze oznaczone, angielskojęzycznymi znakami. Korzystałam, znakomicie się sprawdzają.

Podobno na wyspie Taipa można wypożyczyć rower,ale ten środek transportu nie jest polecany w samym Macau, ponieważ jest tam zbyt duży ruch pieszy i samochodowy. Nie widziałam w ogóle rowerzystów. Popularnym i charakterystycznym środkiem transportu są natomiast tzw. pedicab - coś w rodzaju rikszy. Zwiedzanie miasta 1h - około 50 zł, jednak należy się targować. Nie korzystałam.


Natychmiast po zejściu na ląd i – a jakże! - odprawie paszportowej, trafiłam do profesjonalnego punktu obsługi turystycznej. Gdy zobaczyłam te niekończące się listy atrakcji w wielu kategoriach, zobaczyłam zdjęcia, po prostu zawyłam z rozpaczy, że mamy tak mało czasu. W Makao znajduje się około 189 kawiarni i około 500 restauracji serwujących dania kuchni całego świata. Jeden rzut oka i już wiesz, że zachowało się tutaj wiele kolonialnych i portugalskich budowli - stare kościoły, gmachy, kamienice i urokliwe, wąskie, brukowane uliczki, po których można spacerować godzinami. Pogoda wydaje się sprzyjać takim spacerom. Główny punkt programu to oczywiście liczne kasyna, będące głównym celem wycieczek mieszkańców Hong Kongu. W Makao jest również tor wyścigów konnych, które nieraz można oglądać dniami i nocami w telewizji.


Zaczynamy od dojazdu transportem organizowanym przez hotele do pierwszego z brzegu centrum. Tak się składa, że jest to City of Dreams, gdzie tłumy ustawiają się w kolejki po odbiór biletów na „The House of Dancing Water”. Mam możliwość obejrzenia kilku scen na wszechobecnych monitorach. Szczęka mi opada... Zrobimy wszystko, by kupić bilety na następny miesiąc i przyjechać tu ponownie. Okaże się to jednak niemożliwe, bo dobre bilety w przyzwoitych cenach wyprzedane są na kilka miesięcy wprzód. Przeczytała kilka relacji, obejrzałam nagrania na youtube (Polacy robią filmiki wszędzie, bo jak to NAM ktoś będzie mówił, że czegoś „nie wolno”?!)i zaczynam rozumieć jak można było wydać na takie przedsięwzięcie 250 milionów dolarów!Tym bardziej żałuję. Jak kiedyś kupię bilet z lądowaniem w HK to zaplanuje sobie wypad na noc do Macau specjalnie na to show.


A potem wchodzę do kasyna i grzęznę. Zrozumcie, zawsze podchodziłam do hazardu z dystansem. Do kasyna weszłam licząc na ładny wystrój. No i co? Ładny to mało powiedziane,ale fotek nie można oczywiście robić w środku, więc stwierdzam, że będę się nudzić, bo ja się do gry na automatach nie nadaję. Kiedy przyszło mi jednak uciekać przed krajanami, zachowującymi się... jak krowy udające że są królewnami, przysiadłam do jakiegoś automatu i bardzo szybko się zaaklimatyzowałam. Zaczęłam wsiąkać w ten klimat, rozkoszować się atmosferą. Przeznaczyłam na grę bardzo małe sumy, co jednak nie zmieniło faktu, że wygrywanie, odkuwanie się niemal od zera, sprawia frajdę mimo wszystko. W kolejnych kasynach było już tylko fajniej i fajniej :) Nie przeszkadzało mi nawet, że nie umiem grać w pokera (choć kiedyś na Litwie pewien Kalifornijczyk spędził ze mną kilka nocy w kasynach przekonując, że to gra w sam raz dla mnie) ani, że mój strój, choć najlepszy jakim dysponowałam, odbiegał od wytworności chińskich dames. Rzeczywiście, jest tu co oglądać. Nic dziwnego, że Macau już dawno bije na głowę Las Vegas (dochody amerykańskiej stolicy hazardu za 2010 rok były pięć razy niższe niż dochody Macau!). Kilkanaście kasyn, każde otwarte bez przerwy, w każdym stoły pokerowe, w każdym się coś dzieje. A mam tu na myśli nie tylko hazard, ale też pokazy np. gondole pływające wokół spacerujących, pokazy kolorowych fontann itp. Po co to wszystko? Przeczytałam gdzieś, że szacuje się, iż hazard i branża hotelarsko-turystyczna stanowi ponad 50% PKB Macau, z czego połowa napędzana jest gotówką… chińczyków. Maja kasy jak lodu i chętnie te pieniądze tu zostawiają. Świetnie się bawią, tracąc ogromne sumy, a gdy wygrywają to często nawet nie wiedzą jak to się stało. Cóż, ja mogę sobie tylko pooglądać.


Kolejnym punktem programu jest spacer po ulicach i shopping. W Makao tańsze niż u nas są wina portugalskie, papierosy, cygara, tytoń do fajek, sprzęt elektroniczny, złoto, jedwab, telefony komórkowe. Elektronikę jednak i tak bardziej opłaca się kupować w HK. Czułam się jak mała dziewczynka, tak zachwycały mnie już wystawy sklepowe. Jeszcze nigdy nie widziałam tylu i tak wielkich homarów, langust i innych, mających trafić na stoły turystów. A tuż obok sklepy z tytoniem i alkoholem z całego świata. Niestety do HK tego wwozić nie można, więc nas temat zakupów nie dotyczy. Zresztą po tylu miesiącach w podróży wszystko wygląda inaczej. Obiad zapamiętam jako bardzo drogi, choć wielokrotnie ba forach czytałam jak to tanio jest w Macau. Cóż, tanio to będzie jutro w Chinach. Tu jest jak w HK.



Jednym z głównych wydarzeń roku jest Macau Grand Prix - wyścigi Formuły 3. Organizowane są one od 1954 roku, odbywają się w trzeci weekend listopada i trwają 2 dni. Trasa wyścigów biegnie ulicami miasta, co świadczy o jakości tamtejszych dróg. Jest tez Muzeum Grand Prix, które odwiedziłam. Bardzo fajne muzeum, Raz, że bezpłatne. Dwa, że mnóstwo tu bolidów z długiej historii wyścigów oraz wielkich posterów. Trzy, że można się poczuć jak rajdowy kierowca i zagrać na symulatorze.

Potem jest Muzeum Wina. Pokazuje historię wina, proces produkcji. Szkoda, że nie częstują w ramach zwiedzania (tu tez wejście jest gratis). Można kupić wino z całego świata, ale my nie mamy dokąd go wywieźć, więc rezygnujemy.


Jest jeszcze spacer uliczkami miasta. Urokliwe to Macau, nie powiem. Ale zabytki tak zwanego starego miasta jak dla mnie mocno przereklamowane. Gdybym sobie wcześniej nie pooglądała dokładnie zdjęć, to bym je po prostu przegapiła. Chociaż są opisane. Natomiast atmosfera performansów bardzo sympatyczna i taka... niechińska. Duch jakiegoś nonkonformizmu unosi się zresztą nad całym miastem. Takie niby to Chiny, a jednak nie.

Gdy zapada zmrok robi się jeszcze sympatyczniej. Male knajpki przycupnięte przy pięknie oświetlonych placach są po prostu urocze. Uśmiechnięci ludzie wydaja się nie należeć do grupy zgrywającej się do ostatniego dolara w kasynach. Albo nie robi im różnicy czy wygrywają, czy przegrywają. Ach, szkoda, że musimy już wracać. Ostatnim promem docieramy na piękną Lamma Island. Długo w noc dzielimy się wrażeniami z naszymi gospodarzami. Czujemy się jak w domu. Macau wydaje się innym światem. A przecież to dziś tam byliśmy. Tak blisko, 60 km, a zupełnie inny świat...