skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

czwartek, 14 października 2010





13 października, środa
Jestem w Khajuraho. Znanym ze swoich przepięknie zdobionych tysiącletnich świątyń. Większość osób kojarzy te świątynie po rzeźbach przedstawiających pozycje Kamasutry. Jest to chyba drugi po Taj Mahalu najważniejszy punkt turystyczny Indii. Świątynie podzielone są na zachodnią, wschodnią i południową grupę. Płatna jest tylko zachodnia, ale tam znajdują się najpiękniejsze obiekty. Bilet znów 5$ (lub 250 INR). Audio guide jest koszmarny, tylko denerwuje. Poskąpiliśmy na przewodnika, grupa rozpełzła się w poszukiwaniu wszystkich 590 scen rzeźbionej Kamasutry. Nie wszystkie udał się nam odnaleźć, ale te które znaleźliśmy były wystarczająco inspirujące i wywołały burzliwe dyskusje. Jacek, miejscowy chłopak, który chce zostać przewodnikiem po polsku i udzielałam mu lekcji języka, mówić, że jest jeszcze młody więc z rodzicami nie może na te sceny patrzeć, ale jak jest sam to jak najbardziej.
Khadjuraho składa się z dwóch części: nowej i starej wioski. W nowej jest fajny plac z małymi tanimi knajpkami, kino obwoźne ze starymi indyjskimi filmami i obchody festiwalu ku czci kochanki Wisznu. W starej części są wąskie uliczki, progi smarowane codziennie krowim łajnem przeciwko komarom i domami, na których farbą wypisuje się daty kolejnych szczepień dzieci tu mieszkających.
Najciekawszym doświadczeniem dnia był jednak masaż ajuwerdyczny. W długiej podróży warto sobie sprawiać czasem małe przyjemności, zadbać o własne ciało. Indyjski masaż znakomicie się do tego nadaje. Czym jest masaż tego typu tłumaczyć nie będę, chciałam tylko wspomnieć o swoich wrażeniach. Silne uciskanie wybranych punktów na całym ciele, zakończeń nerwowych, rozcieranie innych, specjalne olejki, coś w rodzaju masażu limfatycznego… po godzinie byłam tak rozleniwiona, że usiadłam w cieniu przy hotelu niczym z epoki kolonialnej i zapadłam się w odczuwanie radości z tego słońca, wiatru, pięknego świata wokół i rozkosznej błogości mego ciała pachnącego olejkami. Cudowne doznanie.