skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

wtorek, 13 lipca 2010

12 lipca, poniedziałek
Wstaliśmy późno. Chłopaki się wczoraj popili, wiec musieli odespać. Mycie w rzece. Potem pojechaliśmy obejrzeć jakiś kościółek, do którego drogowskaz z drogi wypatrzyliśmy dzień wcześniej. Spodziewałam się czegoś podobnego jak w Kutaisi kilka lat temu, ale to, co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Otóż było to największe założenie architektoniczne w okolicy, z X wieku, z trzema nawami, absydą i transeptem. Dach nad nawą główna się zawalił, tworząc malownicze uzupełnienie malowideł płaskorzeźb. Najbardziej poruszyły mnie sześcioskrzydłe anioły w nawie bocznej oraz ornamentyka – ormiańska? Na zewnątrz kościół zdobiony były płaskorzeźbami lwa i krowy (sic!), ale najważniejsza był atmosfera panująca w jego wnętrzu. Czuło się, od pierwszego kontaktu z tymi kamieniami, że jest to miejsce przemodlone. Że wiele osób zanosiło tu przed oblicze Pańskie swe prośby i błagania. To wrażenie było tak potężne, że aż mnie onieśmieliło. Stopniowo przekraczałam kolejne stopnie sacrum, intuicyjnie postępując zgodnie z tym, czego uczono mnie o cerkwiach. Gdy weszłam do absydy serce biło jak szalone. To było bardzo wzruszające. Na dugo zapadło w moim sercu i zmysłach.

Cały dzień jechaliśmy wzdłuż rzeki do Morza Czarnego. Pięknie poprowadzone drogi, widokowa trasa. Często zatrzymywaliśmy się na „fotos fotitos”, więc do granicy dojechaliśmy wieczorem. Ostatni kebab i jazda do Batumi! Na tę kąpiel w Morzu Czarnym czekałam bardzo długo :D Spotkani Polacy tez jada do Swanetti.

11 lipca, Niedziela
Czymże jest szczęście? Od tysięcy lat filozofowie, duchowni, przywódcy narodów łamią sobie głowy nad odpowiedziami na pytanie czym jest szczęście? A i tak każdy z nas musi odpowiedzieć sobie sam, by być szczęśliwym po swojemu. Mieć swoje miejsce na ziemi, zasadzić drzewo, Freestyle…możliwości jest wiele. Więc może – skoro to jednak filozofia – jest to kwestia umiejętnie postawionego pytania. Moja praca dowodzi, że pytania są bardzo ważne. Zasadnicze.
Dziś obudziłam się z myślą, że wyruszając w Drogę, nie byłam przekonana co do tego, czy chce z niej wrócić. Znaczy do Przemyśla. I to chyba z łatwością wyczuwali moi przyjaciele. Kilkakrotnie słyszałam „Ty już nie wrócisz” i inne takie. Nie wiem gdzie chce osiąść. Czy chce osiąść gdzieś na stałe. I obudziłam się z pytaniem czy to dobrze, czy źle. Ale to chyba niewłaściwie sformułowane pytanie. Czy chcę wrócić? Ale przecież już dawno Andrzej powiedział: „Madzia w Przemyślu przepakowuje plecak i wraca w góry”. A zatem co jest Drogą a co powrotem? Narazie nie wiem. Ale jestem pewna, że zaczynam odpowiednio formułować pytania, więc odpowiedź przyjdzie z czasem. Potrzeba tylko spokoju, inspiracji, spotkań. Wystarczy zanurzyć się w czasie linearnym. Jakże to trudne dla westmana nie śpieszyć się donikąd. Dać się złapać w niespiesznie płynący czas, niczym mucha w pajęczynę. Mieć czas a nie zegarek. Otworzyć szeroko oczy, uaktywnić wszystkie zmysły i przeżywać, chłonąć. Jak mawiamy w języku hamburgerów: ładować akumulatory. (No właśnie, akurat zdechł nam akumulator bo przesadziliśmy z prądnicą i sprowadziliśmy policję, by nas poratowała. Miejscowi są bardzo przyjaźni i pomocni, a policja w Azji to coś zupełnie innego, niż u nas. Tu policjant jest pierwszą osobą, do której zwracasz się, gdy masz problem. Policja wie o wszystkim, wszystkiemu potrafi zaradzić. Kiedyś w Gruzji bywali naszą informacją turystyczną, przechowalnia bagażu, hotelem i klubem nocnym, organizowali nam transporty w górach, przewodników i ochroniarzy. Nie twierdzę, że się porozumiewaliśmy w jakimś konkretnym języku – choć czasem po rosyjsku – ale się rozumieliśmy. Więc tym razem też nam pomogą.)

Oczywiście stanęli na wysokości zadania. Nie chcieli przyjąć nic w zamian, nawet na lemoniadę nie dali się zaprosić. Popływaliśmy rzece, zjedliśmy śniadanie (ja zażyczyłam sobie dzisiaj budyń czekoladowy) i ruszyliśmy w drogę.
Jechaliśmy wśród rozpalonych anatolijskich wzgórz. Delikatne ich łuki przywodziły na myśl kształty kobiece, gdy – jak pisał Tetmajer – w miłosnym zamiera uścisku. Przybierały barwę spalonej pustyni, niczym kobiety gorącej jeszcze miłosnymi uniesieniami, czasem pawiookich śladów po resztkach makijażu. Zastanawiające skojarzenia – stwierdzili chłopcy. Cóż, sensualność doznań wpływa zapewne także na obrazowanie. Bo w tym klimacie staję się jak ameba – ona pochłania wodę i z niej w większości się składa; ja chłonę doznania. Wszystkimi zmysłami. Ciepły wiatr na policzku, słoneczne promienie bezwstydnie pieszczące me ciało, feria zapachów, których pochodnia opisać nie umiem i odgłosy egzotycznej – dla nas – przyrody. To sprawia, że świat łato przychodzi odbierać zmysłami a skojarzenia stają się bardziej cielesne. Namiętność zdaje się budzić z odrętwienia przepracowania, niczym nasze niedźwiedzie z zimowego snu, jeszcze bardziej wygłodniała i buzuje pod cienką skórą, gotuje się, wrze.. A świat postrzegany zmysłami wydaje się być jeszcze pełniejszy, bardziej kolorowy i różnorodny. Pełniejszy. I dobrze.
Kemaliye
Siedzę sobie na jakiejś łajbie przycumowanej do brzegu, o niemożliwej do zapamiętania nazwie, rzece. Przecięła ona anatolijskie przestrzenie, przez miliony lat żłobiąc wśród gór nieziemski wąwóz. I właśnie tu, w Kemaliye jest jedyne miejsce, gdzie ten wąwóz rozszerza się na tyle, by mogli tu zamieszkać ludzie, 2 250 osób. Spora część z nich bawi się dziś na weselach. Bo dziś sobota, więc spokój miasteczka zakłóciły przejeżdżające kolumny weselników, a teraz ze wszą dobiegają odgłosy lokalnej muzyki, które woda niesie daleko…Woda odbija też rzadkie tu światła, więc miasteczko, niczym rozgwieżdżone niebo, przegląda się w rzece. Czas zatrzymał się w miejscu. Takie wrażenie odnosi człowiek cywilizacji zachodu. Jak mówią ludzie Azji – my mamy zegarki, a oni maja czas. Bo mają czas linearny. To oznacza, że celebrują każdą chwilę, delektują się nią. Nie szukają uproszczeń, postępu cywilizacyjnego. Żyją tak, jakby chcieli zatrzymać czas póki jest dobrze. Bo każda następna epoka będzie oznaczała więcej cierpień. Zatem teraz maja czas na to, co ważne: na rodzinę, spotkania z przyjaciółmi, długie rozmowy, sjestę. Wydaje się, że się nie spieszą. Wydaje się, że są szczęśliwi. A czy my, ludzie cywilizacji zachodniej, możemy to samo powiedzieć o sobie? By mamy czas dla rodziny, przyjaciół? Czy trudność nam sprawia znalezienie chwili, by zastanowić się nad swoim życiem? Czy jesteśmy szczęśliwi? Albo czy choć wiemy co nam to szczęście da?
Ja jestem szczęśliwa w Drodze. Droga jest wszystkim. Istnieję dla niej i inaczej już nie będzie. Rozumiem, że różnie się tu od większości moich Przyjaciół i znajomych. Ale to dobrze. Bez Nich w tę Drogę bym nie wyruszyła. Dlatego ze wzruszeniem myślę o ;Asi, której zawdzięczam nocne telefony o treści „wiem, że musisz jechać, jest Ci to potrzebne” a teraz smsy „brakuje mi Ciebie”; o Gosi, Wioli i Urszuli, które obdarowały mnie aniołami na drogę oraz Eli, Joli i Sylwii, które bardziej wierzą w słonie; o Halince i Krzysiu, od których dostałam świetną karimatę, na której dziś będę spała po raz pierwszy; o Adamie, który wyposażył mnie w co tylko można, nie zważając na swoje przysłowiowe poznańskie skąpstwo. No i oczywiście Basi, mojej Boskiej Auguście, za słowa „Dziunia, Alle jak Ci będzie źle, to wracaj”. Wy wszyscy, którzy martwicie się o mnie, przekazujecie mi dobre i złe wieści – jesteście teraz ze mną. I dzięki Wam wiem, że ta Droga ma sens, bo mam do czego wracać. Mam Was! :*

mapa mojej podrozy -aplikacja travel brain na fecebooku