skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

wtorek, 24 maja 2011

17 maja, wtorek
Trzeba się trochę ruszyć. Tu jest tak pięknie… Nie można nie zobaczyć całej wyspy. Wypożyczamy motor i jedziemy zwiedzać okolic. Lothar polecał nam wjechać wysoko i zachwycić się widokiem z miejsc, które porównał do norweskich klifów (zastrzegł, że nigdy nie był w Norwegii, ale tak właśnie sobie te miejsca wyobraża).
Ruszamy zatem na wycieczkę dookoła wyspy Samosie. Po drodze urządzamy sobie postoje w lokalnych wioskach: Ambarita, gdzie oglądać można meble z megalitów zdobiące tradycyjne domy miejscowej ludności oraz – Tomok, wiosce Bataków, w której znajduje się grób króla Sidabutara. Prawdę mówiąc postoje robimy dość często i to w miejscach, w których nie planowaliśmy się zatrzymywać.

A wszystko dlatego, że gdy tylko wyjeżdżamy z Tuktuka natrafiamy na chmury deszczowe, które będą nam towarzyszyć cały dzień. Na początku trochę wściekałam się na siebie, że akurat dzisiaj wybraliśmy się na tę wycieczkę. Ale potem przeanalizowałam sytuację i wyszło mi, że ukształtowanie wyspy jest takie, że Tuktuk leży nisko i chmury rzadko tam schodzą; zazwyczaj burze to miejsce omijają, dając jednak spektakularne pokazy grzmotów i błyskawic dookoła. A zatem ładna pogoda w miasteczku nie oznacza, że słonecznie jest na całej wyspie. Doszłam także do wniosku, że dzięki tym nieplanowanym postojom poznaliśmy wielu miłych ludzi, spędziliśmy czas miło w małych restauracyjkach i nie mieliśmy problemu z szukaniem miejsc na posiłki, bo po prostu jedliśmy wtedy, gdy zaczynało mocniej padać.



No dobrze, przyznaję – zatrzymywaliśmy się jeszcze częściej (a było to okupione kłótniami za prawię każdym razem), bo ja chciałam fotografować mijane wioski, widoki, sceny. Łukasz powtarzał, że chce najpierw załatwić to, co mamy załatwić (szukaliśmy bankomatu, bo nasię pieniądze skończyły) albo zdążyć wrócić przed zmierzchem a ja, że jestem na drugim końcu świata i chcę mieć stąd zdjęcia.
Wyspa Samosir jest piękna, urzekająca, fotogeniczna; charakteryzuje się na przykład tym, że prawie każdy ma swój własny cmentarz na podwórku lub swoim polu. Niekiedy grobowce wyglądają nie tylko zaskakująco, są też bardziej okazale niż domy. Wykonane w „Batak style” wyglądają jak małe, przecudnie zdobione, kolorowe domki. Wrażenie robią też ogromne (dwumetrowej średnicy) anteny satelitarne, zamontowane prawie przy każdym domu. Powinnam właściwie napisać, że przy prawie każdej chatce, bo wioski są tradycyjne i – co tu dużo mówić – po prostu biedne. Nie ma tu telewizji naziemnej sygnał odbiera się z satelity.


Odwiedzamy kilka naprawde interesujących miejsc, np. najbardziej znaną na Samosir wioskę Bataków w miejscowości Ambarita. Pozostały tu kamienne krzesła, stół śniadaniowy, miejsce do bicia i ścinania głowy więźniowi. Bito go po to, żeby poprzez krzyk wyzbył się złych duchów. Po egzekucji ciało więźnia moczono przez siedem dni, po czym je zjadano. Krwią dla wzmocnienia swojej potęgi raczył się król. Jeszcze sto lat temu na tych terenach powszechny był kanibalizm, wyznawano animizm, wierzono w duchy drzew i kamieni. Ponad sto lat temu na wyspę dotarł holenderski misjonarz, ale nie umiał się z Batakami porozumieć i został zjedzony. Po nim pojawił się misjonarz niemiecki, któremu udało się wprowadzić chrześcijaństwo, głównie dzięki przetłumaczeniu na język Bataków biblii. Jego nazwę nosi obecnie uniwersytet w Medan. Obecnie są chrześcijanami, choć na przełomie wieków jeszcze byli ludożercami. W praktyce ich religia jest mieszaniną dawnych wierzeń animistycznych z religią chrześcijańską.
Chętnie fotografowałam domy Bataków. Tradycyjnie domy z zewnątrz zdobione były symbolem czterech wielkich kobiecych piersi. Tradycyjnie w tej kulturze kobieta o obfitym biuście symbolizowała bogactwo i gwarantowała wykarmienie licznego potomstwa.



Urokliwy i fotogeniczny jest wulkaniczny krajobraz wyspy. Samosir jest prawdopodobnie pozostałością po zespole wulkanów, zaś jego kaldera jest wypełniona wodami jeziora Toba. Ciekaw uczucie, gdy zdać sobie strawę, że jeździ się po wyspie, która jest na wyspie, która powstała po wybuchu grupy wulkanów. Wszystko nabiera wówczas takiego magicznego, mistycznego wymiaru.
Jezioro o owalnym kształcie ma długość prawie 100 km i szerokość około 30 km. Wyspa wznosi się na wysokość około 1000 m nad poziom jeziora i rozciągają się z niej widoki na okoliczne stożki wulkaniczne. Jeśli spojrzeć z brzegu, z poziomu jeziora, to grań najczęściej tonie w chmurach. O pochodzeniu wulkanicznym świadczą również liczne gorące źródła oraz wydobywający się z nich zapach siarki.




Takie gorące źródła też oczywiście odwiedziliśmy. Daleko było i droga w średnim stanie, ale widoki znakomite. Na zboczu wielkiej góry znajduje się kilka miejsc z kąpieliskami wypełnionymi wodą, wypływającą z wnętrza ziemi. Jest tak stromo, że z miejsc położonych wyżej można zaglądać do tych poniżej. Wszędzie jest gwarno, bo baseny połączone są z restauracjami. Ludzie pluskają się, oczywiście kompletnie ubrani a nieco dalej, niemal u naszych stóp, przetacza się burza. Brr…



Dodam tylko, że żaden z odnalezionych na wyspie bankomatów, nie chciał współpracować i nad jesteśmy bez pieniędzy. Nauczka na przyszłość, żeby zawsze mieć przy sobie spory zapas gotówki, bo niektóre miejsca bez dostępu do bankowości, oczarowują tak bardzo, że chce się tam zostać naprawdę długo.

16 maja, poniedziałek
Calutki dzień spędzam na podziwianiu widoków, fotografowaniu i szwędaniu się po okolicy. Zaskakujące jak długo można siedzieć na werandzie i obserwować przepływające statki. Jest to największe naturalne jezioro w Azji Poludniowo - Wschodniej. Jego wody wypełniają zagłębienie starej kaldery wulkanicznej, a brzegi tego akwenu sa bardzo strome. Na środku jeziora położona jest Wyspa Samosir z licznymi miejscowościami wypoczynkowymi.


Rejon jeziora zamieszkany jest przez grupę etniczna Batakow. Sa to bardzo mili, serdeczni ludzie. Wyznają oni katolicyzm, wiec są mniejszością religijna, bowiem Indonezja jest krajem muzułmańskim, największym pod względem liczby mieszkańców krajem muzułmańskim na świecie
M

15 maja, niedziela

Indonezja to najpiękniejszy kraj w jakim kiedykolwiek byłam. Są tu miejsca, w których natura rządzi się jeszcze własnymi prawami. Zazwyczaj w Azji mam wrażenie, że się nieco spóźniłam. Że jeszcze dwa – trzy lata temu było tu dziko, trudno i niebezpiecznie. Ale że teraz już tak nie jest. Że robi się turystycznie, komercyjnie, zbyt prosto i zbyt szybko. No i w związku z tym zbyt drogo. Gdy czytam relacje z podróży, nawet sprzed kilku miesięcy, gdzie ludzie piszą jak to trudno coś znaleźć, jak trzeba o wszystko walczyć, to bardzo się dziwię, bo dla mnie jest łatwo. Za łatwo. Nie mam możliwości poczuć się jak dziewiętnastowieczny odkrywca, bo wszystko wydaje się takie proste. Mamy Internet, mnóstwo agencji organizujących wszystko, czego turysta sobie zażyczy. I myślę sobie, że albo ci ludzie mieli strasznego pecha, albo są straszliwymi nieudacznikami, albo po prostu ja tu jestem za późno. I jeszcze tylko na Sumatrze świat wydaje się być nieugłaskany cywilizacją. Dżugnle, cudowny podwodny świat, wyspy i góry. Jest tak wiele do odkrycia! W jaskini jak Bat Cave naprawdę jest dziko. Ten kraj jest ogromny, wspaniały, inspirujący…

Dzisiejszy dzień przeznaczamy na przemieszczenie się, nawet niedaleko, ale kilkakrotnie zmieniając środki transportu. Idzie to niby całkiem sprawnie, ale i tak zajmuje nam pół dnia dojechanie do Samosie Island. W drodze można się pouczyc przydatnych zwrotów po indonezyjsku np. Tak - ja
Nie - tidak
Dziękuję, - terima kasih
Dziękuję bardzo - terima kasih banjak
Nie ma za co, Proszę - terima kasih kembali
Proszę - tolong
Przepraszam - permisi
Dzień dobry - selamat pagi
Do zobaczenia - sampai jumpa
Na razie - sampa bertemu lagi
Jak leci? - Apa kabar?
Dobry wieczór - selamat sore
Dobranoc - selamat malam
Nie rozumiem - Saja tidak tahu.
Jak się nazywasz? - Siapa nama anda?
Dla mnie i tak najważniejsze zdanie to: Tidak padas czyli „Nie pikantne proszę”. Ważne żeby nie powiedzieć „Panas” bo to z kolei znaczy gorące. Yumas się śmieje, że to zdanie powinnam opanować do perfekcji. Opanowuję, ale co z tego, skoro i tak nie zawsze działa. Jak potrawa ma być ostra, to i tak będzie. Nieważne o co poprosisz.


Jedziemy do Parapat malowniczą drogą wśród pól i plantacji kokosów; po drodze piękne widoki na jezioro Toba uformowane w kraterze powstałym po wybuchu wulkanu. Niestety nie oglądamy wodospadu Sipiso-Piso na północnym brzegu jeziora i pałacu króla Bataków – Simalungun w Pematang Purba. Po południu przeprawiamy się łodzią z portu Parapat na wyspę Samosir po jeziorze Toba do Tuk Tuka – głównej miejscowości na wyspie Samosir.


Szybciutko znajdujemy sobie fajny bungalow na brzegu. Polecił nam to miejsce Mister Barcelona, którego spotykamy co jakiś czas, szalony 60-latek, gadatliwy jak nauczyciel na emeryturze, który podróżuje od 25 roku zycia i kokietuje chyba wszystkie napotykane kobiety. Powołując się na niego negocjujemy cenę do niebagatelnej sumy 6,5 dolara za noc – duży pokój z weranda, wielkim oknem z cudownym widokiem, łazienką z ciepłą wodą. A w naszym hotelu jest najtańsza w okolicy restauracja z przepysznym jedzeniem serwowanym do pokoju. Popołudnie spędzamy spacerując po okolicy.