skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

wtorek, 24 maja 2011


15 maja, niedziela

Indonezja to najpiękniejszy kraj w jakim kiedykolwiek byłam. Są tu miejsca, w których natura rządzi się jeszcze własnymi prawami. Zazwyczaj w Azji mam wrażenie, że się nieco spóźniłam. Że jeszcze dwa – trzy lata temu było tu dziko, trudno i niebezpiecznie. Ale że teraz już tak nie jest. Że robi się turystycznie, komercyjnie, zbyt prosto i zbyt szybko. No i w związku z tym zbyt drogo. Gdy czytam relacje z podróży, nawet sprzed kilku miesięcy, gdzie ludzie piszą jak to trudno coś znaleźć, jak trzeba o wszystko walczyć, to bardzo się dziwię, bo dla mnie jest łatwo. Za łatwo. Nie mam możliwości poczuć się jak dziewiętnastowieczny odkrywca, bo wszystko wydaje się takie proste. Mamy Internet, mnóstwo agencji organizujących wszystko, czego turysta sobie zażyczy. I myślę sobie, że albo ci ludzie mieli strasznego pecha, albo są straszliwymi nieudacznikami, albo po prostu ja tu jestem za późno. I jeszcze tylko na Sumatrze świat wydaje się być nieugłaskany cywilizacją. Dżugnle, cudowny podwodny świat, wyspy i góry. Jest tak wiele do odkrycia! W jaskini jak Bat Cave naprawdę jest dziko. Ten kraj jest ogromny, wspaniały, inspirujący…

Dzisiejszy dzień przeznaczamy na przemieszczenie się, nawet niedaleko, ale kilkakrotnie zmieniając środki transportu. Idzie to niby całkiem sprawnie, ale i tak zajmuje nam pół dnia dojechanie do Samosie Island. W drodze można się pouczyc przydatnych zwrotów po indonezyjsku np. Tak - ja
Nie - tidak
Dziękuję, - terima kasih
Dziękuję bardzo - terima kasih banjak
Nie ma za co, Proszę - terima kasih kembali
Proszę - tolong
Przepraszam - permisi
Dzień dobry - selamat pagi
Do zobaczenia - sampai jumpa
Na razie - sampa bertemu lagi
Jak leci? - Apa kabar?
Dobry wieczór - selamat sore
Dobranoc - selamat malam
Nie rozumiem - Saja tidak tahu.
Jak się nazywasz? - Siapa nama anda?
Dla mnie i tak najważniejsze zdanie to: Tidak padas czyli „Nie pikantne proszę”. Ważne żeby nie powiedzieć „Panas” bo to z kolei znaczy gorące. Yumas się śmieje, że to zdanie powinnam opanować do perfekcji. Opanowuję, ale co z tego, skoro i tak nie zawsze działa. Jak potrawa ma być ostra, to i tak będzie. Nieważne o co poprosisz.


Jedziemy do Parapat malowniczą drogą wśród pól i plantacji kokosów; po drodze piękne widoki na jezioro Toba uformowane w kraterze powstałym po wybuchu wulkanu. Niestety nie oglądamy wodospadu Sipiso-Piso na północnym brzegu jeziora i pałacu króla Bataków – Simalungun w Pematang Purba. Po południu przeprawiamy się łodzią z portu Parapat na wyspę Samosir po jeziorze Toba do Tuk Tuka – głównej miejscowości na wyspie Samosir.


Szybciutko znajdujemy sobie fajny bungalow na brzegu. Polecił nam to miejsce Mister Barcelona, którego spotykamy co jakiś czas, szalony 60-latek, gadatliwy jak nauczyciel na emeryturze, który podróżuje od 25 roku zycia i kokietuje chyba wszystkie napotykane kobiety. Powołując się na niego negocjujemy cenę do niebagatelnej sumy 6,5 dolara za noc – duży pokój z weranda, wielkim oknem z cudownym widokiem, łazienką z ciepłą wodą. A w naszym hotelu jest najtańsza w okolicy restauracja z przepysznym jedzeniem serwowanym do pokoju. Popołudnie spędzamy spacerując po okolicy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz