Jestem w Kantonie. Rok temu do głowy by mi to nie przyszło. Tak sobie zamarzyłam, że odwiedzę Chiny i zgrałam sobie na laptopa film o atrakcjach turystycznych Chin. Nie śmiałam go nawet obejrzeć. U tu masz ci los! Jestem :)
Rano próbuję okiełznać wiraże w mojej głowie – jednak podróże po krajach muzułmańskich, gdzie obowiązuje ścisła prohibicja, zrobiły swoje i w sferze procentowej zrobiłam się bardziej ekonomiczna. Radzę sobie jakoś, na twarz kładę maseczkę z ptasich gniazd (lokalny przebój, za zupę z tego cudu miejscowe kobiety dałyby się pociąć!) i w południe dochodzę do siebie. Akurat na czas, by powiedzieć „ni hao” naszej gospodyni. Pomoc domowa przygotowała specjalnie dla nas na śniadanie coś chińskiego. Zaskoczona konstatuję, że jest to miejscowy kleik! Nie z tym kojarzyło mi się tradycyjne chińskie jedzenie!
Byłam ciekawa ilu turystów zatrzymuje się w tym mieście na dłużej i poszukałam blogów. I co? Znalazłam opis uczestnictwa w jakichś targach, gdzie dziewczyna pisała o tym, jak to cały czas chodziła głodna, jakie niedobre kanapki była zmuszona jeść, bo wiła się po łóżku z głodu a kawa przyprawiała ja o mdłości. Zupełnie nie potrafię tego pojąć! Wystarczy zatrzymać się gdziekolwiek (oczywiście w uliczkach zamieszkiwanych przez zwyczajnych ludzi a nie w okolicach drogich hoteli i ekskluzywnych centrów handlowych), by zostać otoczonym tłumem stołów z jedzeniem. Pysznym chińskim jedzeniem. Taniutkim chińskim jedzeniem. We wszystkich smakach. Grillowane lub smażone w głębokim tłuszczu warzywa, grzyby, mięsko... Często nie wiem co to jest, choć wygląda podobnie do czegoś co znam z Europy. Jak nie jestem pewna co to jest – kupuję i kosztuję. Czasem smak albo konsystencja zaskakują. Ale zawsze mi smakuje. Szczególnie te małe grzybki z głębokiego tłuszczu! Po całym dniu delektowania się ulicznym jedzeniem podsumowuję – wydałam równowartość pięciu dolarów. A potem idziemy z Bobo do jakiejś tradycyjnej restauracji w historycznym centrum miasta, gdzie trzeba czekać na stolik (tu są takie plastykowe krzesełka przed restauracjami dla oczekujących, bo trwa to do dwóch godzin w porze obiadowo-kolacyjnej). I w takim miejscu, które wygląda mi na zupełnie przeciętne, Bobo zamawia cały stół przekąsek, a każda z nich kosztuje więcej,niż ja wydałam przez cały dzień, Tu też jedzenie jest pyszne, po prostu rozpływa się w ustach. Czasem się zawieszam, zamykam oczy i delektuję się nieziemskim smakiem. Wyglądam zabawnie, ale ja myślę tylko o tym, że nie sposób tych smaków udokumentować. Próbuję więc fotografować i zapamiętać jak najwięcej. Słyszałam, że Kantończycy jedzą wszystko co ma 4 nogi (oprócz stołu), co lata (oprócz samolotu) i co pływa (oprócz statku.
Przyglądam się miastu i wszystko mnie tu dziwi. Znalazłam taka opinię: Stolica prowincji Guandong - Kanton (Guangzhou) - od dawna utrzymywała kontakty z Zachodem. Dlatego leżąca po obu stronach Rzeki Perłowej metropolia ma tak dobre wyniki ekonomiczne, w jej sąsiedztwie powstały specjalne strefy ekonomiczne, oraz jest oazą fałszowania wszystkiego (od płyt CD po markową odzież tzw. "oryginalne chińskie podróbki") i dlatego istnieje tu tyle zakładów opartych na wyzysku. Myślałam, że w Chinach będę zbulwersowana łamaniem praw człowieka, ale na razie poznaję tylko bogatych biznesmenów, o szerokich horyzontach, po dziesięciu minutach rozmowy pytających mnie czym warto handlować z Polską. Dzięki mojej gospodyni odwiedzam piękne, nowoczesne dzielnice miasta – ogrodu (rzeczywiście bardzo tu zielono), drogie restauracje, spaceruję po historycznym centrum. Bawi mnie, gdy moi chińscy przyjaciele umiejscawiają wydarzenia w czasoprzestrzeni, odnosząc się do panujących w Chinach dynastii. Uważają to za tak naturalne, że posługują się tym systemem uzgadniając daty ze mną. Nie mam pojęcia o czy mówią. I wtedy do mojej świadomości po raz kolejny przebija się odmienność tego miejsca od wszystkich, które do tej pory odwiedziłam. Własne litery, własny język w wielu wersjach, własna historia, własny światopogląd filozoficzno – religijny, własna sztuka, własna gospodarka. Oni naprawdę nas nie potrzebują. Europa to dla nich tylko jeden z wielu rynków zbytu.
Kanton jest stolicą prowincji południowo-wschodniej Guangdong. W czasach, gdy Chiny były ciągle skupione na sobie tu, u ujścia Rzeki Perłowej, możliwy był międzynarodowy handel. Z tej tradycji coś pozostało i Kanton był w czołówce miejsc, gdzie najszybciej postępowały zmiany gospodarcze w Chinach ostatnich lat. Uwierzcie mi, to widać na każdym kroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz