skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 16 lipca 2010





13 lipca, wtorek
Administracyjnie Gruzja dzieli się na 9 regionów (prowincji), 2 republiki autonomiczne (Abchazja i Adżaria) oraz 1 miasto wydzielone (Tbilisi). One z kolei dzielą się na 69 rejonów. Regiony-prowincje gruzińskie to: Guria, Imereti, Kacheti, Kwemo Kartli, Mscheta-Mtianeti, Racza-Leczchumi z Kwemo Swaneti, Samegrelo-Zemo Swaneti, Samcche-Dżawacheti, Szida Kartli.
Po dwóch tygodniach nastał wreszcie dzień niespieszny, dzień „restingowy”. Wymusiła to po części sytuacja (niedyspozycja Tomka) a po części nasze potrzeby – skorzystania w wersji nielimitowanej z Internetu oraz odsapnięcia na plaży po trudach podróży. Znaleźliśmy przemiłą plażę, na której osiedliśmy na kilkanaście godzin. Po wizycie w centrach informacji turystycznej i zaopatrzeniu się w niezbędne materiały, ustaliliśmy plan podróży na następne dwa tygodnie.
Sporą część dnia spędziłam w morzu. W naszym nowym miejscu woda była znacznie mniej klejąca, niż w Batumi. Mniej lepka, czyli przyjemniejsza. Zresztą wszystko powoli staje się lepsze, fajniejsze. Temperatura staje się do wytrzymania, mieszanki muzyczne w czasie jazdy pasują wszystkim. Piwo coraz bardziej przypomina piwo, ludzie mówią bardziej zrozumiale (z łatwością można się dogadać po rosyjsku, co niestety należy następnie przełożyć na angielski, bo – ze względu na Crissa – angielski jest teraz językiem naszej ekipy). Krzysiek coraz lepiej rozumie podstawowe zwroty po polsku (poza standardowymi przekleństwami i hasłami rozpoznaje już krótkie pytania: chcesz piwo Krzysiek? jak się masz?

Na brzegu Morza Czarnego w tym miejscu fascynują mnie kamienie. Tym razem zupełnie niesamowite kolory. Wśród nich najwięcej jest zielonych. Więc leżąc sobie wśród fal śpiewam, jak mnie nauczyła mama: wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet; ściskając w ręku kamień zielony, patrzeć jak wszystko zostaje w tyle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz