skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 16 lipca 2010



14 lipca, środa
Dziś ruszamy do Swaneti. Swanetia to kraina leżąca w granicach Gruzji, w samym sercu pasma Wielkiego Kaukazu, wciśnięta pomiędzy Abchazję, a Raczę - zaraz obok Osetii Południowej. Swanetia to piękna, niedostępna kraina, ciesząca się złą sławą wśród zagranicznych turystów ze względu na częste napady rabunkowe.
Słynnym Swanem był Michael Khergiani, jeden z najbardziej znanych alpinistów światowych, któremu angielska królowa Elżbieta II nadała przydomek "tiger of the rocks". Reżyser radziecki Michael Kałatozow - ten od wyciskacza łez "Lecą żurawie" również urodził się w Swanetii. Kraina Swanów - górali mowiących swoim własnym językiem, niezrozumiałym dla pozostałych Gruzinów. O Swanach chodzą w Gruzji różne legendy, mniej lub bardziej prawdziwe. Gruzini w Tbilisi przestrzegają, że w Swanetii wciąż żywa jest zemsta rodowa, jej mieszkańcy są okrutnymi gburami, lepiej się im nie narażać, ale z drugiej strony podkreślają swanecką gościnność.
No cóż... najlepiej pojechać samemu, żeby zweryfikować, ile w tym prawdy.

Zobaczymy wieże rodowe, piękne góry – może uskutecznimy jakiś trekking. Przez Poti do Mesti. To te miejsca, do których nie udało mi się dotrzeć poprzednim razem. Ale wracać mamy przez Lentheki. Ciekawe czy spotkamy moich ulubionych gruzińskich policjantów – z Miszą na czele.

Mestia
Władze gruzińskie nie w pełni kontrolują jednak terytorium własnego kraju, położona na wybrzeżu czarnomorskim Abchazja oraz leżąca w środkowej część kraju, przy granicy z Rosją Osetia Południowa rządzone są przez miejscowych separatystów, nie uznających zwierzchnictwa Tbilisi.
Mestia jest stolicą Swanetii liczącą ok. 15 tys. mieszkańców. Jakieś 130 kilometrów jechaliśmy od 8 do 17!!! Co za drogi! A właściwie ich brak… co więcej, wjechaliśmy do Abchazji. Zupełnie przez przypadek, nie zatrzymując się przed jakimś szlabanem. Chyba nie musze nikomu tłumaczyć jak mogło się to skończyć. W tej zbuntowanej republice oczywiście nie mamy ochrony konsularnej, a zresztą obowiązuje nas zakaz wjazdu do niej. Na szczęście napotkani mężczyźni okazali się bardzo wyrozumiali; domyślili się, iż zapewne zmierzamy do Swanettii i po prostu się zgubiliśmy. Rzeczywiście oznakowanie „dróg” pozostawia wiele do życzenia.
Po całym dniu podjazdów, fotos fotitos – widoki cudowne! – i wiązanek Bartka, komentujących stan nawierzchni tej „drogi” (chociaż najfajniejsza, uwieczniona na filmiku, była ta, gdy w samochodzie, w okolicach skrzyni biegów na skórze rozlał mu się świeżo zakupiony miód lipowy – ta doprowadziła nas do płaczu, ze śmiechu oczywiście). Mestia :D i nocleg wynegocjowany do granic wytrzymałości psychicznej właściciela. A jutro w góry!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz