1 września, środa
Mam wrażenie, że cały ten dzień przespałam. Chyba się przeziębiłam przez tę klimatyzację w autobusach, zawsze ustawiona na full. W każdym razie zgodziłam się z Alim, że potrzebuję restu. Wstawałam tylko, gdy gospodarz wołał mnie na posiłek. Bo nasz Ali Baba, z powodu święta 21 dnia ramadanu – rocznica śmierci imama Alego, który zginał w meczecie w czasie modlitwy od uderzenia siekierą. Aha, no jeszcze byliśmy dwa razy w ambasadzie indyjskiej. Jestem pewna, że gdyby istniał jeszcze jakiś sposób na przedłużenie procedury wydawania wizy, to w tej ambasadzie by go zastosowano. Spotkaliśmy także poznanego kilka dni wcześniej Francuza – Pierra. Ciekawy chłopak. Wyruszył do kolegi w Turcji na stopa, bo akurat nie mógł znaleźć pracy. Czyli wyjechał bez kasy i planu – jechał tam, dokąd jechali kierowcy. Potem pomyślał, że blisko jest Iran, wiec czemu nie. Tu dał się okraść (nie mogłam wprost uwierzyć, że w tym kraju i to w czasie ramadanu!). A teraz wymyślił sobie Indie – ale uparł się tam dostać stopem statkowym (choć wszyscy twierdza, że to niewykonalne). Do ambasady przyszedł bez pieniędzy na wizę, „bo się nie spodziewał” (a poza tym przecież ich nie ma, bo go okradli. Oczywiście Irańczycy się nim zaopiekowali.
Wieczorem dałam się przekonać na wizytę w studio kolejnego przyjaciela Alego – malarza. Było uroczo. Przy okazji byłam świadkiem uprowadzenia kobiety. Czekaliśmy właśnie pod pracownią przy głównej ulicy Teheranu, gdy dobiegły nas wrzaski. Młody, dobrze zbudowany mężczyzna po prostu upychał dziewczynę w czadorze do samochodu. Ludzi się zatrzymali i przyglądali się scenie na odległość. Ali kazał mi zostać na miejscu. Po kilku próbach dziewczyna się poddała i zaprzestała prób otwarcia drzwi, więc samochód odjechał z piskiem opon. Wtedy podjechali nasi oczekiwani znajomi. Gdy żona naszego malarza przechodziła przez ulicę, na skrzyżowanie wjechało kilka radiowozów na sygnale. Policjanci myśleli, że to ona jest uciekającą kobietą, a ona nie miała pojęcia o co chodzi. Ali szybko skierował cała kawalkadę pojazdów policyjnych we właściwym kierunku. Mam nadzieję, że odnaleźli tę dziewczynę. Bo nie wyglądało na to, że została porwana z miłości i na własne życzenie. A może po prostu się pokłócili. Tego już się nie dowiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz