2 września, czwartek
Dzień wyjazdu z Iranu. Polityka wizowa Pakistanu zmusiła nas do przelotu samolotem. Mało to wyrafinowane, drogowe, ale trudno. Mieliśmy w planie zwiedzenie Muzeum Męczenników przed wyjazdem, ale okazało się, ze jest zamknięte. Spędziliśmy więc ten czas z Alim rozmawiając po prostu o polityce.
Na lotnisko uparli dojechać środkami transportu publicznego Wprawdzie wszyscy powtarzali, że jeżdżą tam tylko taksówki (za 20-25 USD), bo to nowe lotnisko i autobusu jeszcze nie ma, ale Tomek znalazł w sieci stronę WWW.ihatetaxis.com z informacją, że jakiś autobus jednak jest. I rzeczywiście. Dzięki pomocy uprzejmych teherańczyków na przedostatniej stacji metra (na południe) odnaleźliśmy minibusy. Dzięki temu dojazd kosztował nas jakieś 1,5 USD. I trwało to godzinę. Taksówką nie mogło być wiele szybciej.
Na lotnisku próbowaliśmy nadać paczkę do Polski z gazetami i materiałami promocyjnymi z Iranu. Okazało się jednak że płyt CD nie można wysyłać a za 2 kg papierów żądają około 60 USD! I jeszcze zdziwieni byli, że jednak nie chcemy…
Przed odprawą ostatnie smsy do naszych irańskich przyjaciół i w drogę! Lot do Dubaju był dośc niekomfortowy, bo strasznie nami rzucało, ale nikomu poza mną wydawało się to nie przeszkadzać. Bogate Iranki zapewne żyły już zakupami. Shopping w Dubaju to podobno jedna z ich ulubionych rozrywek.
Kilkugodzinne oczekiwanie na przesiadkę już dawno zaplanowaliśmy przeznaczyć na uzupełnianie dzienników. Jak się okazało czasu było zdecydowanie za mało. Zatem z fragmentarycznymi notatkami wsiadamy na pokład następnego samolotu Air Arabii. Muszę przyznać, że samoloty zrobiły na mnie wrażenie. Wprawdzie nie było darmowych posiłków – i to nie z powodu ramadanu, bo muzułmanie obżerali się jak szaleni – ale po prostu kupić można tam niemal wszystko a reklamy produktów i instrukcje bezpieczeństwa wyświetlają się na monitorach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz