skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

środa, 22 grudnia 2010





12 grudnia, niedziela
Czy macie wyobrażenie o odległościach w Indiach? Kiedy rozmawiam z ludźmi i pytają o Polskę porównują nasz kraj do jednej prowincji tutaj. O w Indiach odległość tysiąca kilometrów to blisko. Tu trasy pociągów mają i po dwie doby. W związku z tym nie jesteśmy w stanie dotrzeć w ciągu jednej nocy do Jaisalmer. Musimy się zatrzymać w Jaipur, które początkowo nie znajdowało się na naszej trasie. Pomimo, iż polecane przez wszystkie przewodniki ostro krytykowane przez globtroterów na forach. Okazało się jednak, że nie sposób go uniknąć – i dobrze. Bo spędziliśmy tu bardzo miły dzień.
Jaipur to różowe miasto Radżasthanu (wszystkie budynki w starym mieście do dziś malowane są na różowo – łososiowy kolor odkąd tak kilkaset lat temu zarządził jakiś maharadża przed ważną kontrolą. Dziś jeżeli ktoś nie wywiąże się ze zobowiązania miasto przeprowadza remont na jego koszt). Wyczytałam, że dziś miasto słynie ze swoich bazarów: Tripolia i candpol, gdzie sprzedawane są przede wszystkim przyprawy, herbaty i sari; Bazaru Dźohari – srebrna i złota bizuteria; Cora Rasta – książki; Bapu i Nehru Bazar – ubrania, sari i buty ze skóry wielbłąda. Pomyślałam więc, że w najgorszym razie spędzę dzień na shoppingu.
Rano pojechaliśmy na stare miasto (riksza rowerową, której kierowca oszukiwał głód żując tytoń. W ogóle wynajmowanie rikszarzy rowerowych to trudny temat. Lonly Planet przekonuje, że są tak biedni iż nie należy się z nimi targować. My targowaliśmy się ostro z kierowcami wszelkich taksówek i riksz, by potem dołożyć i dwa razy tyle, jeśli uznaliśmy, że chłopak zasługuje lub potrzebuje więcej. Ale w Kalkucie zobaczyłam riksze chodzone – ciągnięte przez starszych panów. I tego było już dla mnie za dużo. Tu już zapewnienia „mnie weź, jestem szybki” nie brzmiały nawet żałośnie. To było straszne. I myślcie co chcecie – że wynajmując ich daje się im możliwość zarobkowania – ale wolałam chodzić pieszo), by zwiedzić dwa miejsca – najsłynniejszy obrazek z miasta – Pałac Wiatrów i Obserwatorium Astronomiczne. Pałac okazał się ciekawy tylko z zewnątrz – ma wysoka na pięć kondygnacji ścianę z ażurowego wzorku by muzułmańskie kobiety mogły „uczestniczyć” w życiu publicznym, obserwując ulice. Daruje sobie opisy dotyczące historii i znaczenia chust i segregacji w życiu rodzinnym i publicznym ze względu na płeć. To już przerabialiśmy w Iranie i innych krajach arabskich.
Obserwatorium widziane z góry okazało się mizerne. Przypomnieliśmy sobie zdjęcia oglądana na jakiejś wystawie w Delhi i zrezygnowaliśmy. Najciekawsze byłoby wejście na szczyt takich trójkątnych schodów, ale od kilku lat – kiedy ktoś popełnił samobójstwo rzucając się z nich w dół – są niedostępne dla zwiedzających. Reszta urządzeń astronomicznych dla nas – laików, to kupa kamieni przypominająca kiepski plac zabaw.
Następnie pojechaliśmy do Fortu Amber. Autobus miejski odjeżdża z przystanku koło Pałacu Wiatrów i dojeżdża pod bramę fortu. Przejazd kosztował 10INR/os. Wstęp do fortu kosztował 200INR/os. Tłumy indyjskich turystów, nieco białych. Do wyboru wycieczki samochodami terenowymi, na słoniu itp. Te słonie wyglądały niesamowicie. Poza tym spotkaliśmy zaklinacza węży, artystów grających na różnych dziwnych instrumentach i wielu przemiłych ludzi. Godzinami spacerowaliśmy po salach, dziedzińcach, królewskich łaźniach itd. Nadal pałac maharadży w Mysore robi na nas największe wrażenie, ale nigdzie nie odpoczęliśmy tak, jak tutaj. Po obejrzeniu obiektu, postanowiliśmy wejść jeszcze na mury, które do złudzenia przypominają Wielki Mur Chiński. Potem powędrowaliśmy jeszcze na drugi, mniejszy fort, który znajduje się na pobliskim wzgórzu. Tam obejrzeliśmy zachód słońca. Spędziliśmy tu calutki dzień! Jest to bardzo ładne miejsce i daje możliwość odpoczynku po zgiełku miasta.
Do Jajpur wróciliśmy po zmroku. Mieliśmy jeszcze dużo czasu na zakupy, Internet (ja zasnęłam w kafejce ze zmęczenia ale nikt mnie nie budził). Miasto okazało się dość czyste, sympatyczne i bezpieczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz