skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

poniedziałek, 7 marca 2011



18 lutego, piątek
Wyspa pełna turystów. Większość z nich zjechała tu na Full Moon Party. Większość jest młoda lub bardzo młoda. Ale są tez ludzie w wieku określonym przeze mnie jako „drugi wiek hipisowski”. Śmiejemy się, że przy wejściu na plażę zainstalowano specjalny czujnik i bez tatuaży nie wpuszczają. Rzeczywiście, nie spotkałam nikogo bez tatuażu. Wybór jest między wiele a więcej. Do tego kolczyki gdzie się da, dredy, topless… do wyboru, do koloru! Plaży tez zresztą wielki wybór. I kawiarenek z cudownymi owocami morza. Trochę zresztą z tymi owocami morza przesadzamy (już nam nawet układy trawienne szwankują), ale przecież nie odmówimy sobie krewetek czy langust na wyspie! No więc lecą na okrągło pad thai’e z seefoodem, zupy z seefoodem, sałatki z seefoodem, seefoody w cieście itd. Wszystko pyszniutkie, świeżutkie…
Spędzamy czas odwiedzając kolejne plaże, ale nigdzie nie możemy znaleźć noclegu. Wtedy dzwoni Pawel – szef polskiej szkoly nurkowej na Koh Phangan – z wiadomością, że ma dla nas alternatywę. Jego współpracownik wynajął pokój, ale ostatnio ciągłe imprezuje i Itak sypia w bazie, więc nam odstąpi swój pokój. Przerywam więc czytanie podręcznika do nurkowania i wracamy na południe wyspy. Akurat zabrakło prądu i całe Koh Phangan pogrążone jest w ciemnościach. Śmiejemy się, że gromadzą prąd na jutrzejszą imprezę.
Na rano umawiam się na rozpoczęcie szkolenia. Na razie jeszcze bez szaleństwa, spokojnie zasypiam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz