skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

poniedziałek, 9 maja 2011

26 kwietnia, wtorek
Nadszedł czas pożegnania z rajską wyspą. Dziś jedziemy do Cebu City. Rano się zabieramy na ląd. Łódź zakotwiczona jest kilkadziesiąt metrów od brzegu – podwożą nas małymi łódkami. Przewoźnik chce 20 peso, ale gdy odmawiamy, wcale się nie upiera. Dziwne. A więc to nie jest jednak opłata obowiązkowa. Na dużej łodzi, która określano na 26 osób a w tę stronę wypakowano ludźmi dosłownie po brzegi, teraz płynie zaledwie kilka osób. I nikt nie krzyczy, że to „special trip”.
Znowu sa problemy z uruchomieniem silnika, znowu buja i przypieka słońce. Po drugiej stronie znowu podpływa mała łódka. Ale już wiemy. Już nikt się nie rusza. Po kilku minutach facet odpływa a my powoli, mozolnie – bo rzeczywiście bardzo płytko – przybijamy NIEMAL do brzegu. Trzeba przejść po innej łodzi i po trapie. Ale zabawa!

Natychmiast mamy busa do stolicy wyspy. I fajne siedzenia z przodu. I pogoda jest piękna. Nawet trochę za bardzo, bo nie ma szyb i gdy słońce świeci z mojej strony, spala mnie na raczka.

Jedziemy przez wyspę. Piękną wyspę.
Cebu to wyspa w środkowej części Filipin pomiędzy cieśninami Cebu i Tañon; otoczona 167 mniejszymi wysepkami.
Długość 217 km, szerokość do 32 km; powierzchnia 4422 km², 3 miliony mieszkańców (najgęściej zaludniona wyspa Filipin).
Powierzchnia górzysta, z kilkoma szczytami ponad 700 m n.p.m. (najwyższy 1073 m n.p.m.), na wybrzeżu wąskie, żyzne niziny z uprawą kukurydzy, tytoniu, trzciny cukrowej, bawełny, palmy kokosowej.
Wydobycie węgla brunatnego i rud miedzi, złota i srebra; przemysł włókienniczy, spożywczy (rafinacja cukru), rybołówstwo.

Po południu jesteśmy w Cebu City i od razu przypominam sobie, że bardzo nie lubie tego miejsca. Zwiedzać będę jutro…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz