Cóż, to najdalej położona destylacja w czasie mojej podróży – i warto było tu przyjechać. Gdy przygotowując się do przyjazdy tutaj analizowałam miedzy innymi oferty biur podróży nie mogłam pojąc skąd biorą się te horrendalne ceny. Teraz wiem. Sądziłam, że samodzielnie zrobię to co najmniej dziesięć razy taniej. Nie udało się, bo kilka rzeczy mnie jednak zaskoczyło – szczególnie ceny noclegów (przy czym można znaleźć także tanie miejscówki, jednak zazwyczaj dość obrzydliwe).
Wydałam więcej, niż planowałam, ale nadal nie jest to więcej niż 25% ceny wycieczki z biura podróży.
Zobaczyłam za to to, co chciałam zobaczyć. Zostałam dłużej tam, gdzie mi się podobało. I robiłam to, co chciałam – nurkowałam.
Czy mi się podobało? Do zwiedzania nie znalazłam tu zbyt wiele. Klasyczne zabytki to w Polsce, nie tutaj. Kościoły – jak najbardziej. Ale bynajmniej nie mam na myśli architektury (bywa ciekawa, w dwóch stylach: a’la hal sportowych i pozostałości kolonialnych pod postacią bazylik obronnych). Bardziej urzeka atmosfera. Dokładne informacje co wypada założyć, a co nie. Modlitwy niczym tajemne zaklęcia. Wiara tak powszechna, że niemal obowiązkowa. Kierowca tuk tuka ma na swoim wozie wypisane modlitwy, kierowca autobusu po zapaleniu silnika zmawia jeszcze modlitwę przed wyruszeniem, na promie modlitwa jest odtwarzana przed filmem itd.
Kościoły przypominają nieco bazary a sprzedawczynie świec ofiarnych tańczą w czasie modlitw i wyglądają przy tym jak przedstawicielki zagubionych plemion buszmeńskich odziane w europejskie stroje.
Nie smakowała mi tutejsza kuchnia. Po raz pierwszy w Azji chodziłam, może nie głodna, ale nie dojedzona. Jakieś to wszystko było nie takie, nie azjatyckie. Najlepsze były hamburgery. I kurczaki. Filipiny nie mogą istnieć bez kurczaka!
Filipińczycy są w przedziwny sposób uporządkowani. Jak alejka z szewcami, to sami szewce. Jak warsztaty samochodowe, to nic innego w okolicy. A jak kanały w telewizji to po kolei: sporty od golfa po piłkę nożną, jak przyrodnicze to potem naukowe i dokumentalne… Są Filipińczycy znakomitymi przewodnikami podwodnymi. Ale nie są właścicielami szkół nurkowania. Nie maja na to środków finansowych. Maja przepiękne plaże i cudowne morze, ale na plażach leżą biali turyści a zasoby morskie wykorzystują zagraniczne kompanie handlowe. Są bardzo otwarci i przyjacielscy – w wioskach i mają okropnych naciągaczy w miastach i na trasach turystycznych.
27 kwietnia, środa
Zwiedzanie Cebu, miasta do którego 7 kwietnia 1521 roku podczas swej podróży dookoła świata przypłynął Ferdynand Magellan. Wizyta w Basilica Minore del Santo Nino, kościele szczycącym się cudowną figurką Dzieciątka Jezus, w forcie San Pedro z połowy XVI w., w rotundzie z Krzyżem Magellana i w świątyni taoistycznej, będącej centrum życia duchowego licznie od wieków reprezentowanej tu mniejszości chińskiej. Cebu to miasto na Filipinach na wschodnim wybrzeżu wyspy Cebu. Po południu przejazd lokalną komunikacją na lotnisko i przelot do Clark. Nocne koczowanie na lotnisku, nadspodziewanie przyjemnie.
kochana, jestesmy w penang, ja sie pochorowalam, wiec caly dzien leze, a dziewczyny lazikuja. o 16 wsiadamy w autobus i jedziemy juz do tajlandii pogrzac dupki na plazy i troche odpoczac. poniewaz od 16 maja jest off season wiec stac nas na przepiekne luksusowe bungalowy na samiuskiej plazy na ko pha yam :) calujemy Cie serdecznie!!
OdpowiedzUsuńkarola, ania, ada:)