skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

wtorek, 14 czerwca 2011

21 maja, sobota
Dojeżdżam w kocu do Banda Aceh. Śpieszę się na nurkowanie na Pulau Weh – jak mawiają ludzie z Malezji i Indonezji – najlepszego miejsca nurkowego na świecie. Nawet sporo Polaków tak twierdzi.

Droga na wyspę (Weh) Pulau zasadniczo zajmuje ludziom niewiele czasu, bo przylatują tu samolotem, czyli 45' taksówką z lotniska położonego niecałe 30km nieopodal Banda Aceh, a dalej szybkim promem (45') lub wolnym (1,5h). Tez pewnie bymy tak zrobili, ale Banda Aceh to jedyne międzynarodowe lotnisko w Indonezji, na którym nie wydaja wiz on arriwal.

Dlatego polecieliśmy do Medan i tłukliśmy się 13 godzin nocnym autobusem. Są samoloty, ale akurat nie był o promocji. Na dworcu autobusowym kupiliśmy bilety powrotne i pojechaliśmy prosto na przystań promową. Akurat załapaliśmy się na szybki (czyli drogi, aleprzez najbliższe godziny jedyny) prom – sympatycznie,, szybko, turystycznie (mam na myśli turystów lokalnych). Prom dopływa do portu Balohan, a nurkowania odbywają się z północnej strony wyspy, zwykle z rejonu Gapang i Iboh. Przejazd taksówką lub busem stromymi krętymi drogami zajmuje niecałą godzinę i kosztuje do 10$ od osoby. Nie było autobusu (kosztuje 50 tys) a na cenę za taksówkę nie chcieliśmy się zgodzić. Postanowiliśmy zatem pójść na nogach. Przez góry. Przez dżunglę. Wściekły kierowca becaka jeździł za nami aż do Sabang i zagadywal wszystkich napotkanych ludzi. Domyślam się, iż starał się ich do nas zniechęcić, gdyż po jego interwencji nie chciano jamniczego sprzedać w restauracyjce itp. Na szczęście złapaliśmy stopa (na pace małej ciężarówki) i w deszczu dotarliśmy do sabang.
Dziwny klimat. Z nieba leja się strugi deszczu a słońce świeci w najlepsze. Jest bardzo parno i duszno.
W Sabang nie wypożyczają motorów, więc wynajęliśmy sympatycznego chłopaka aby zawiózł nas do Iboh. To centrum turystyczne w tym regionie. Ceny z transport na wyspie sa straszliwe, wiec wypożyczenie motoru było jedyną opcją. Wynegocjowaliśmy cenę na kilka dni i ruszyliśmy na poszukiwania noclegu. Postanowiliśmy zacząć od szkoły nurkowej i do niej dostosować nocleg. Centrum wybrane na podstawie witryny internetowej okazało się porażką. Sprzęt wprawdzie mieli świetny, ale zainteresowani byli tylko sprzedaniem nam drogich nieziemsko kwater a o miejscach nurkowych nie mieli zamiaru opowiadać – możemy sobie przeczytać z kserówki, jeśli chcemy.

Pojeździliśmy, pooglądaliśmy i jakoś nie wyglądało to wszystko zachęcająco. I nagle zobaczyłam skryty za krzakami drogowskaz z logiem nurkowym. Napisali, że jest szkoła 1,5 km dalej. Pojechaliśmy. Long beach była 3 km dalej, ale warto było! Miejsce dla lokalnych, ale menager i szef nurkowań nieźle mówili po angielsku. Ten ostatni nie jest nawet dive masterem, ale ma ponad 3 tysiące nurkowań i doświadczenie, które poraża, a osobowość, która ujmuje. Nie było dyskusji 0 nurkujemy z nimi!
Chcieliśmy zostać koniecznie na tej plaży, bo nas oczarowała od pierwszej chwili. Niestety ich ceny noclegów, w przeciwieństwie do nurków, były za wysokie. Ale nie mogłam odjechac stamtąd. Postanowiłam przejść się po plazy i z głupia frant zapytałam napotkana panią o noclegi. Okazało się, z ewlasne znajduje się między jej bungalowami. Ma dwa a w jednym mieszka Angielka, która zna doskonale indonezyjski i pomogła nam ustalić warunki. Po prostu cudownie!
Gdy już myślałam, z lepiej być nie może, z wody wyszedł spieczony na raczka chłopak i okazało się, ż eto Lotar! Nasz niemiecki kolega z Bukittingi. Angielka z domku obok przywiozła go tu na stopa!
Lotar pokazał nam swoją miejscówkę w Oboh (jedziemy na naszym motorze w trójke i gdy kłaniamy się Umbreli, który wypożyczył nam motor, ten nie może przestać się na nas gapić) z doskonałą kuchnią Mamy (Mamma Mia), gdzie przychodzić będziemy co wieczór na cudowne szejki z awokado, przepyszne kolacje i darmowe wifi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz