skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

niedziela, 8 stycznia 2012

Wtorek, 14 czerwca
Dziś postanowiłam zacząć od początku. Jeszcze wcześniej niż wczoraj ruszyłam na mały treking nad Staw Czarnego Smoka na północy miasta. Jest to
wielki park ze stawem, pawilonami i muzeum szamanistycznej religii Dongha ludzi Naxi. Oczywiście za wstęp płacą tylko turyści. Już tak dawno nie chodziłam po górach, że nie mogłam się doczekać tego spaceru. Zdecydowałam wspiąć się na Wzgórze Wangulou, aby zobaczyć panoramiczny, ogólny zarys miasta.
Kilkugodzinny spacer, okazał się dla mnie dość wymagający. Nie mogłam uwierzyć w to jak w podróży podupadłam na zdrowiu. Duża różnica wysokości, porywisty wiatr – nie ułatwiały wędrówki. Byłam jednak jak zwykle świetnie przygotowana na te wyzwania. Z jednej strony było mi trochę wstyd przed tymi wszystkimi starszymi ludźmi o znakomitej kondycji, którzy biegali niczym kozice górskie, gimnastykowali się i śpiewali. Z drugiej patrzyłam na mojego kolegę, teoretycznie wysportowanego młodego Europejczyka, i nie mogłam pojąć jak my, biali, możemy doprowadzać się do takiego stanu? Rok w podróży to rzeczywiście męczące doświadczenie, ciągłe zmiany miejsca zamieszkania, stref klimatycznych i czasowych usprawiedliwiają może brak regularnej gimnastyki. Gdy jednak zdałam sobie sprawę jak kiepsko z moim zdrowiem, przestraszyłam się nie na żarty. Jak mogłam się tak zaniedbać? Przecież zdrowo się odżywiam.

Właściwie to nigdy nie odżywiałam się tak zdrowo jak w Azji. Dieta najbardziej odpowiednia do tego klimatu, znakomicie odpowiadająca moim gustom. W plecaku nadal woziłam ze sobą skakankę. Zapakowaną. Nie używałam jej nie z braku możliwości, ale z lenistwa. Dlaczego potrzebowałam aż roku, by zrozumieć, że dbanie o kondycję jest aż tak istotne na co dzień. Zdałam sobie sprawę z dwóch rzeczy: 1. ze więcej tego błędu nie popełnię 2. że w tym stanie mogę zapomnieć o trekingu w Wąwozie Skaczącego Tygrysa. Gorzkie rozczarowanie. Pewnym pocieszeniem były jednak widoki rozpościerające się tego dnia przed nami. Park jest jedną z miejscowych atrakcji. Stąd rozciąga się wspaniały widok na Śnieżną Górę Nefrytowego Smoka. Wprawdzie wiatr rozwiewał chmury tylko na chwilę, ale i tak warto było czekać. Dzika przyroda w zasięgu ręki, surowy klimat i nastrój tworzony przez lokalna kulturę. Lijiang okazał się nie tylko miejscem, gdzie mamy okazję świetnie wypocząć i nieco ochłonąć po zwiedzaniu takich metropolii jak Guangzong i Kunming. Można tu także podziwiać starą zabudowę i poznać bogatą kulturę Naxi. W tym miejscu życie toczy się dużo spokojniej, turyści, jak ja, godzinami leniwie przemierzają kolejne uliczki. To niewątpliwie bardzo relaksujące zajęcie, prawda jednak jest też, że należy uważać na swój portfel. I nie chodzi mi bynajmniej o kieszonkowców, ale wszechobecne kramy i nadzwyczaj uprzejmych sprzedawców, zachwalających swoje towary. Co chwila natrafiam także na kramiki, gdzie wytwarzane są bibeloty na zamówienie. Za wybrałam sobie breloczek z kości jaka z grawerowanymi napisami. Z pomocą słownika wybrałam piktogramy z najważniejszymi dla mnie słowami, takimi jak GÓRY czy DROGA. Rzeczywiście jest w czym wybierać. Przeczytałam gdzieś, że wiele pamiątek zostało przyozdobionych piktogramami pisma Naxi. Ja sama nie potrafię ich rozróżnić, ale to jedyne, używane obecnie pismo piktograficzne na świecie. Niestety dobrze znają je tylko szamani, których jest obecnie około dwudziestu.

Mam sprzeczne uczucia co do tego miasteczka. Z jednej strony jest tak skomercjalizowane a z drugiej tak urocze. Lijiangowi grozi kiedyś zadeptanie. Jak już pisałam jest to miejsce oblegane przez turystów. Kiedy będzie ich jeszcze więcej miejsce może utracić swój klimat jak nasze Zakopane. Wcześniej docierały tu osoby dla których wielogodzinna podróż w niezbyt komfortowych warunkach nie była problemem.
Ja także jechałam wiele godzin pociągiem i autobusem, ale widziałam budowaną autostradę a wrócę stąd nowa linia kolejową. Parę lat temu otworzono lotnisko, co znacznie zwiększyło ruch turystyczny. Mimo to, jak na razie Lijiang nie stanowi jednego z punktów programów większości wycieczek po Państwie Środka. W kilku ofertach polskich biur podróży znalazłam propozycje przyjazdu tutaj, ale opisywano to miejsce jako uroczą górską mieścinę. Ja określiłabym je raczej jako centrum turystyczne. Uroczych maleńkich starówek zagubionych w górach szukać będę w następnych dniach.

1 komentarz:

  1. bylam juz tutaj wczesniej -ale wreszcie w czasie ferii wezme sie za porzadne czytanie,pozdrowionka,zena

    OdpowiedzUsuń