Uważaj o czym marzysz… Przestrzega popularna reklama. Że marzenia się spełniają – wiemy wszyscy. Ostatnie dwa tygodnie mojego życia są przykładem na to jak łatwo się to dzieje. Na to, że gdy powiesz „Inshallah” i zaufasz Opatrzności, rzeczy po prostu się wydarzają.
Jeśli chcecie przeczytać o tym jak znalazłam się w świecie
stworzonym specjalnie dla mnie, utkanym z moich marzeń i snów – z których istnienia nawet sobie do tej pory nie zdawałam sprawy – to spisuję tę historię właśnie dla Was.
Zaczęło się niewinnie. Bo zawsze zaczyna się niewinnie. I od drobiazgu. Zbliżały się ferie a ja nie miałam jeszcze żadnego na nie planu. I oto, prowadząc pokaz slajdów o krajach muzułmańskich i opowiadając o meczetach, wspomniałam o najwyższym minarecie świata, który znajduje się w Casablance. Musiałam wyjaśnić, że zdjęcia nie posiadam, bo tam jeszcze nie byłam. I z naturalną u mnie niefrasobliwością stwierdziłam, że może ferie są właśnie dobrą okazją by Maroko odwiedzić, więc zapytałam audytorium czy ktoś by się ze mną wybrał. Ale nikt się nie zgłosił. W zasadzie to na chwilę zapadła taka niezręczna cisza, więc zrozumiałam, że to nie jest pytanie w stylu czy po pokazie wyskoczymy na piwo. Przypomniałam sobie o nim w sobotę rano, gdy obudziłam się z myślą, że oto zaczynają się moje ferie. A ja muszę kupić nowego laptopa, bo właśnie stłukłam swojego wysłużonego asusika, który objechał ze mną Azję. Przywiązałam się do niego i perspektywa porzucenia go dla nowszego modelu przerastała mnie emocjonalnie, postanowiłam zatem odłożyć to na później. Zaś pieniądze wydać na bilet w jakieś ciepłe miejsce. Po kilku godzinach miałam już bilety Warszawa – Casablanca, na Kindla ściągnięte jakieś relacje z podróży po Maroku oraz przewodnik LP a na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Została mi godzina na spakowanie plecaka. W ostatniej chwili zdążyłam na pociąg do stolicy, ale na drzemkę zabrakło mi tej nocy czasu.
Jeśli chcecie przeczytać o tym jak znalazłam się w świecie
stworzonym specjalnie dla mnie, utkanym z moich marzeń i snów – z których istnienia nawet sobie do tej pory nie zdawałam sprawy – to spisuję tę historię właśnie dla Was.

Zaczęło się niewinnie. Bo zawsze zaczyna się niewinnie. I od drobiazgu. Zbliżały się ferie a ja nie miałam jeszcze żadnego na nie planu. I oto, prowadząc pokaz slajdów o krajach muzułmańskich i opowiadając o meczetach, wspomniałam o najwyższym minarecie świata, który znajduje się w Casablance. Musiałam wyjaśnić, że zdjęcia nie posiadam, bo tam jeszcze nie byłam. I z naturalną u mnie niefrasobliwością stwierdziłam, że może ferie są właśnie dobrą okazją by Maroko odwiedzić, więc zapytałam audytorium czy ktoś by się ze mną wybrał. Ale nikt się nie zgłosił. W zasadzie to na chwilę zapadła taka niezręczna cisza, więc zrozumiałam, że to nie jest pytanie w stylu czy po pokazie wyskoczymy na piwo. Przypomniałam sobie o nim w sobotę rano, gdy obudziłam się z myślą, że oto zaczynają się moje ferie. A ja muszę kupić nowego laptopa, bo właśnie stłukłam swojego wysłużonego asusika, który objechał ze mną Azję. Przywiązałam się do niego i perspektywa porzucenia go dla nowszego modelu przerastała mnie emocjonalnie, postanowiłam zatem odłożyć to na później. Zaś pieniądze wydać na bilet w jakieś ciepłe miejsce. Po kilku godzinach miałam już bilety Warszawa – Casablanca, na Kindla ściągnięte jakieś relacje z podróży po Maroku oraz przewodnik LP a na twarzy uśmiech od ucha do ucha. Została mi godzina na spakowanie plecaka. W ostatniej chwili zdążyłam na pociąg do stolicy, ale na drzemkę zabrakło mi tej nocy czasu.
Żałuję, że nie było mnie na pokazie, niestety musiałam wyjechać :(
OdpowiedzUsuńNa dalsze opowieści czekam z niecierpliwością :D
Pozdrawiam
Katarzyna Węglarz
dziękuje gorąco! będę informowała na bieżąco :D
Usuńno no mag- jak ci pisalam na fb -to bylo szybkie -myslalam ,ze jednak znalazl sie towarzysz podrozy-:)szkoda ze tylko tak krotki wpis-szukalam na fb jakiegos malego albumu ale tylko jedne zdjecie w kwiecistej "para-gullabiji"
OdpowiedzUsuńa moze jest tutaj wiecej wpisow z podrozy a ja ich nie potrafie znalezc? moje ferie wrecz odwrotnie-praca-a potem 5 dni couch surfingu w krakowie -niestety po nim zapalenie krtani-do jutra na l4.ale coz takie jest zycie. natomiast nie przestaje marzyc a marzenia sa sila napedowa.pozdrawiam,zee
Zena mam propozycję - wywołalam Cie chyba moimi myslami: spotkajmy sie na Tomkowej cs imprezie pozegnalnej w Bytomiu w nast piatek (Chamski znowu jedzie do Chin) i pomarzymy razem :D
OdpowiedzUsuńwlasnie o tym myslalam ,zeby pojechac na ostatni piatek do Tomka!-dzis przeczytalam na CS ze wynajmuje pilnie mieszkanie / to chyba glowny powod?/- zazdroszcze mu tych Chin w bardzo pozytywnych tego slowa znaczeniu-:) jesli masz na mysli 24 lutego 2012 to zrobie wszystko aby sie pojawic-:) zdzwonmy sie jeszcze i spiszmy w tym kontekscie-bedzie fajnie!!!!
OdpowiedzUsuńcaluski,zee
p.s musimy pomarzyc razem-:))))