skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 13 sierpnia 2010


10 sierpnia, wtorek
Z Elą (mamy teraz przecież hostel pełen Polaków) poszłyśmy do bani. Wypatrzyłam ją w czasie ostatniego pobytu w Tbilisi. Nie taką dla turystów, elegancka i na pokaz, tylko taką, do której chodzą miejscowi. Zaraz za rogiem :D
Zaczęło się więc od tego, że babuszki wyraziły zdziwienie skąd się tu wzięłyśmy. A babuszki jakieeee! Szkoda, że nie wypadało fotografować! Zaproponowały nam prywatną kabinę, ale chciałyśmy zobaczyć salę ogólną. Co to było za miejsce! Ściany przeżarte tą siarką, woda cuchnąca zgniłym jajkiem, stare kabiny i chyba jeszcze starsze panie. Nie używa się bikini, wiec fotek nie ma i nie będzie. Wszystkie chodzą miedzy kabinami bez zasłonek, szorują swoje ciała, nawet farbują włosy. Przyjaźnie nas zagadują, wypytują o pochodzenie, wrażenia z Gruzji. Zachwycają znajomością kilku słów po gruzińsku. Więc najpierw gorący prysznic, a potem masaż. Właściwie to nie masaż, a ścieranie naskórka. Przemiła, potężna i silna Azerbejdżanka nasączała specjalną gąbkę czymś w rodzaju octu i mocno tarła. Profesjonalnie starła mi z kilogram skóry! A ta, która została jest teraz taka… jedwabiście gładka jak z reklamy :D Boskie uczucie/ Za jedyna kilkanaście złotych. Sauny powinny być obowiązkowe na całym świecie.


Na popołudniowym spacerze za najlepsza metodę poruszania się po Tbilisi uznałam metodę żabich skoków. Od jednego parku do drugiego. Ależ się rozleniwiłam! A pan sprzedający mi lody w parku powiedział, że mam „charoszy telewizor”. To o laptopie oczywiście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz