skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 27 listopada 2010



5 listopada, piątek
Dziś Jerzy zarządził późna godzinę wyjścia, więc czekamy do 10tej szukając sobie zajęć – ja piorę, Michały wspinają się na morenę boczną lodowca i focą, Gdy w końcu ruszamy stwierdzam, że mi smutno. Bo przygoda z Manaslu ma się ku końcowi. Teraz już tylko w dół. Jak mówi Andrzej „to najbardziej pod górę zejście, jakim schodziłem”. Ale widoki przez cały dzień przepiękne. Przez pół dnia wędrujemy przez morenę przednią lodowca. Jakie to olbrzymie! Człowiek jawi się taki maleńki w zestawieniu z dziełami przyrody.
Po południu orientujemy się, że trasa, którą Jerzy wyznaczył na dziś, jest jednak zbyt długa. Rano zrobiłam mu awanturę, po której skrócił trasę. Zresztą mieliśmy odpocząć. Jednak kolejny dzień wędrujemy do zmroku. Wszystkie grupy, które startowały tam gdzie my, zostały już dawno po drodze. Na szczęście docieramy do sympatycznego hoteliku, gdzie jesteśmy jedynymi gośćmi. Wieczór upływa nam przy gorącym piecu, lokalnym trunku i radosnych rozmowach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz