skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 30 kwietnia 2011

11 kwietnia, poniedziałek
Dojechaliśmy w nocy na oparach benzyny. Gdy kierowca mówi ci nocą w dżungli, że paliwa właściwie już nie ma a końca drogi nie widać i podejrzewasz, zmoże jednak się zgubiliście; gdy Tylek boli cię tak, że nie masz siły nawet narzekać; gdy wokół mrok nieprzenikniony a odgłosy wokół trudno zidentyfikować, bo nigdy wcześniej takich nie słyszałaś; gdy kręgosłup od dźwigania plecaka oraz zwalczania przesileń na zakrętach i pod górkę (czyli niemal non stop!) zdaje się pęknąć… nawet Port Barton ze stacja benzynowa pod postacią półki z butelkami po coli – uszczęśliwia!

Zatrzymaliśmy się w pierwszym napotkanym hoteliku – w sumie niezły wybór (cena przyzwoita, duży pokój, piękny ogród, rodzinna atmosfera, tylko wifi i prądu od północy brak, więc nad ranem robi się duszno nie do wytrzymania).
Rano idziemy na plażę w poszukiwaniu szkoły nurkowej. Photoshop siada: palmy jak z reklamy bounty, piasek na plaży biały jak śnieg, woda kryształ i do tego gorąca. A do tego niemal nie ma turystów, jesteśmy prawie sami w tym raju.

Znaleźliśmy szkołę Doris. Jest z Niemiec. Mamy mieszane uczucia, ale bardzo chcemy zanurkować jeszcze dzisiaj, więc się decydujemy. Ceny przyjazne. Okolice przepiękne. Wokół Palawanu i pobliskiego Archipelagu Calamian znajduje się ok. 40% raf koralowych na Filipinach, więc możliwości do śledzenia podwodnego życia nie brakuje. Warto jednak dodać, że rafy wokół samego Palawanu (w szczególności okolice El Nido) są często zniszczone przez połowy z użyciem dynamitu, a najwięcej podwodnych atrakcji można zaobserwować w pobliżu wyspy Busuanga na północy. Okazało się, że zniszczone są połowami ryb na masowa skalę – wszystkie niemal tuńczyki wywożone są przez Tajwańczyków i na miejscu trudno je dostać. Ponoć wieśniacy nie maja z tego powodu co jeść i wałczą miedzy sobą o ryby, gdy rybacy wracają z połowów.
W szkole Boris spotykamy przesympatyczne młode małżeństwo z Anglii – w podróży poślubnej od dziewięciu miesięcy. Plyniemy razem i razem nabieramy wątpliwości. Okazuje się, że właścicielka dysponuje zdezelowanym sprzętem – Łukasz dostaje niedziałający regulator, ja dziurawego Jacketa a Hariette nieszczelnego oringa i powietrze jej ulatuje z pierwszego stopnia. Nasze akwalungi Doris wymienia i nie wiem jak ona to robi ale pływa w tym wszystkim uszkodzonym. Pływa kiepsko, przy pierwszym nurkowaniu właściwie kreci się w kółko po zniszczonej rafie przy minimalnej widoczności. Potem twierdzi, że nie mogła znaleźć wraku. To chyba dlatego ze jest na kacu a cały czas popija cos alkoholowego – orientuje się w czasie przerwy. W każdym razie nurkowanie potraktowałam jako refreshing, bo minęły już dwa miesiące od mojego szkolenia i trzeba było popracować nad pływalnością.
W czasie przerwy plyniemy na rajską wyspę, gdzie w resorcie jemy pyszny obiad. Lenimy się trochę, fotografujemy… Po południu nurkujemy Pio raz drugi. Doris się chyba zreflektowała i zaczęła się starać. Fara jest po prostu cudowna. Widzimy mnóstwo ryb, które potem identyfikujemy w albumach, gdy pijemy z Doris piwko na werandzie na plaży. Tak czy inaczej więcej nie chcemy z nią nurkować, obiecujemy sobie, że znajdziemy drugą szkołę, bo podobno takowa tu istnieje.

Wieczór spędzamy w towarzystwie naszych nowych znajomych. Nadajemy na tych samych falach. Tak to już jest w gronie backpakerów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz