Rano żegnamy się naszymi nowymi przyjaciółmi i jedziemy zrealizować nasze marzenia nurkowe. Udało nam się znaleźć te drugą szkołę.
Z całego serca polecam Sea Dog Diving. Jey (Duńczyk, który pracował w El Nido) przyjechał tu kiedyś, zakochał się w tym rajskim zakątku i właśnie otworzył szkołę. Jest otwarty, kompetentny, profesjonalny. Ma doskonały sprzęt i robi znakomite zdjęcia. Trafiliśmy na promocję – dwa nurkowania za 2 600 peso, trzy za 2 800. Grzechem byłoby nie skorzystać.
Pierwsze nurkowanie jest oczywiście najgłębsze. Pele – nasz lokalne guide – prowadzi nas na wrak. To moje siódme nurkowanie a ja nurkuje na wraku!!! Nie mogę w to uwierzyć. Jest fantastyczny. To łódź transportowa, z dwoma cargo. Gdy z głębi wyłania się jej prawa burta, zastygam na chwilę zachwycona. Naprawdę robi wrażenie! Schodzimy na 24 metry i opływamy kadłub. Nie możemy zejść już głębiej, bo nie mamy kwalifikacji (i tak je lekko naciągnęliśmy, ale to profesjonaliści i wiedza co robią. Jest naprawdę bezpiecznie). Wpływamy do obu ładowni, gdzie spotykamy ławice ryb. Pepe pyta czy chcemy przepłynąć wąską dziura między ładowniami. Oczywiście! Ocieram się lekko butla, ale wyzwanie to wyzwanie. Czuję, że się uczę, że nurkowanie to fantastyczna przygoda.Potem plywamy jeszcze nad pokładami, robimy przystanek bezpieczeństwa na piaszczystym terenie. Wszystko tak, jak wcześniej ustaliliśmy z Jeyem.
Wypływam z okrzykiem na ustach. Jey chwali mnie, że jako nauczycielka potrafiłam wytrzymać pod wodą trzy kwadranse bez gadania. Dodaje, że jego mama tego nie potrafi, dlatego nie może nurkować. Ja tez mam go za co chwalić. Nurkowanie na doskonałym sprzęcie daje mnóstwo satysfakcji, nie trzeba się co chwile martwić spadającymi płetwami, odpinającym się pasem z obciążeniem, czy zacinającym się filtratorem. Genialnie!
Drugie nurkowanie robimy nieco płycej na rafie. Widoczność rzedu 15-20 metrów pozwala nam dostrzec wiele atrakcji. A spokojny Pepe pozwala nam się nimi cieszyć. Gdy bawimy się z żółwiem morskim tylko przygląda się czy nie zrobimy mu krzywdy. Co z przygoda!
Płyniemy na rajska wyspę, gdzie chłopaki serwują nam posiłek. Obiad pod palmami i relaks w hamaku… Cudownie!
Po przerwie nurkujemy na płytko położnej rafie. Mamy godzinę na zabawę z setkami rybek! Tak jak obiecywał Jey ryb są setki, tysiące. Może nie są wielkie, ale tak niesamowicie kolorowe, że Az trudno w to uwierzyć. Pepe pokazuje nam tez ślimaki co ciekawsze makro.
To było to! O takim nurkowaniu marzyłam. Okazuje się, że o marzenia warto walczyć, nie można się poddawać po pierwszych niepowodzeniach, bo wszystko jest możliwe!
Popołudnie zamiast spędzić na odpoczynku – to jednak spore wyzwanie dla naszych organizmów – przeznaczamy na powrót do Puerto Princessa. Daruje sobie jednak opowiadanie o tym jak skonani docieramy na miejsce. I jak zostaliśmy na noc w luksusowym hotelu z basenem, z którego nie mieliśmy siły skorzystać. Dziś najważniejsze były nurkowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz