Palawan, jedna z wysp należących do Filipin, położona między Morzem Południowochińskim a morzem Sulu, oddzielona od Borneo cieśniną Balabac, a od Wysp Calamian cieśniną Linapacan.
Powierzchnia 11,8 tys. km2, kształt mocno wydłużony, długość 435 km, szerokość 39 km. 237 tys. mieszkańców (1970). Główne miasto - Puerto Princesa. Powierzchnia górzysta (najwyższy szczyt Mantalingajan, 2085 m n.p.m.).
Klimat równikowy, wybitnie wilgotny, średnia roczna temperatura 24-27°C, suma roczna opadów 2000 mm. Naturalną roślinność stanowią wilgotne, wiecznie zielone lasy, wzdłuż wybrzeża roślinność trawiasta. Bogaty świat zwierzęcy reprezentują m.in.: dziki, jelenie-sambary, makaki jawajskie.
Rozwinięta uprawa ryżu, kukurydzy, palmy kokosowej, roślin strączkowych, batatów, trzciny cukrowej. Gospodarka oparta na rybołówstwie, wydobyciu rudy rtęci, chromu, manganu i wyrębie drzewa.
Palawan, najbardziej na zachód położona wyspa Filipin. Choć oddalona zaledwie o godzinę lotu z Manili ciągle jeszcze nie jest zadeptana, nie jest zbyt popularna i ludzi którzy tu trafiają, to zazwyczaj backpakerzy przyjeżdżający z czyjegoś polecenia.
Palawan, który otoczony jest blisko 2,5 tys. wysepek i skał wulkanicznych, tworzących malowniczy archipelag to wyspa zupełnie inna od wszystkich innych filipińskich wysp - najbardziej dzika i tajemnicza. Mimo iż zjeżdża się na nią coraz więcej turystów, wciąż można odkryć zupełnie dzikie, nieskazitelnie czyste, a przy tym zupełnie nieznane jeszcze tak zwane sekretne plaże, na które da się dopłynąć tylko łodziami.
I to był nasz plan na dzisiaj. Gdy hariette powiedziała, ż eprzed wyjazdem do Indii (na miesiąc wolontariackiej pracy w domu dziecka) chce sobie zrobić „dzień plażowy” nie sądziłam, że wypadnie on tak ciekawie. Wynajęliśmy na cały dzień lokalną łódź bankę. Pływamy od wyspy do wyspy, a właściwie od rajskiej plaży do innej plaży. Wędkujemy – dziewczyny górą! Rybki są cudowne i tak niesamowicie kolorowe. Oczywiście prosimy rybaków by pomogli nam je uwolnić. Niestety moje najczęściej były tak pazerne, że ataku na haczyk nie przeżyły. Na plażach leżymy w hamakach, jemy olbrzymi tuńczyki z grilla z sałatką owocową (okazało się, że zakup tych tuńczyków rzeczywiście nawet na morzu jest problemem, bo nikt nic tego dnia nie złowił – dopiero szósty czy siódmy rybak miał co sprzedać).
My jesteśmy urzeczeni.
My jesteśmy urzeczeni.
Wieczór spędzamy w lokalnej knajpce, ale dziś już nie mamy siły na tuńczyka. Jest jeszcze sporo owoców morza do wyboru i pyszne soki z nieziemsko kwaśnych owoców (cytryna przy nich jest słodka!). No i wymieniamy się kolekcjami filmów. Chłopaki pochłonięci swoimi zabawkami, a my się z nich nabijamy :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz