skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

wtorek, 7 czerwca 2011

19 maja, czwartek

Płyniemy do Parapat, gdzie natychmiast, z przystani, łapiemy autobus publiczny do Medan. Jeszcze na promie jakaś para pyta czy nie pojedziemy z nimi taksówką. Nie mogą się nadziwić, że chcemy wracać komunikacją publiczną. My to lubimy! Jest masakrycznie ciasno, autobus nie zatrzymuje się na postoje, wszyscy pala strasznie śmierdzące papierosy, zakręty dają się we znaki, ale i tak mamy frajdę.


Droga prowadzi przez tereny rolnicze. Gdzieniegdzie na polach spotykamy dostojne grobowce, przypominające świątynie. Stawiano je na własnej ziemi zgodnie z wolą zmarłych.
Tutaj także mijamy wioski Bataków. Wioski te składają się z kilku, kilkunastu zabudowań, są to domy na palach z dachem kształtem przypominającym łódź.
Ciekawostki, które wyszperaam w Internecie, uruchamiają wyobraźnię…

Jest sześć klanów Batak, kiedyś walczyły ze sobą, teraz żyją w harmonii. Każde plemię miało swojego króla (do czasów dojścia do władzy Sukarno). U Simalungun, ostatni król panował do 1947 roku. Najdłużej panował król przed przedostatni bo około 35 lat. Miał 24 zony i 88 dzieci. Żony miały wspólną sypialnię, król swój pokój. Sypialni nie należy kojarzyć z dzisiejszymi sypialniami, spało się na twardej macie, potrzeby fizjologiczne w nocy załatwiało się w sypialni przez otwory w podłodze. Na dole mieszkały zwierzęta, np. świnie, które oczyszczały teren. Żona, z którą chciał spędzić noc otrzymywała zielony listek pod poduszce. Żonami opiekował się wykastrowany ochroniarz. Król miał potężny posłuch wśród poddanych. Żonę wybierał poprzez wskazanie palcem.


Po południu dojeżdżamy do Medan. Zastanawialiśmy się nad wzięciem od razu nocnego autobusu na północ bo Banda Ach. Ale to chyba by było zbyt męczące. Umawiamy się więc z Yumas i jej synem Chipą. Spędzamy razem popołudnie i wieczór. Toczymy niekończące się rozmowy o religii, kulturze i zwyczajach w naszych krajach. Porównujemy jedzenie i bez końca wypytujemy co i jak się tutaj przyrządza do jedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz