19 września, niedziela
Pobudka przed świtem –jak uczy Pipek – by zrobić najlepsze fotki. Na małego Adam’s Peaka warto przespacerować się o tej porze. Widok krzewów herbacianych skąpanych we wschodzącym słońcu – bezcenne. Lubię takie początki dnia.
Potem szybkie pakowanie, śniadanie (curd & honey – miejscowa specjalność: jogurt z miodem) i w autobus. Postanowiłam pojechać na północ w poszukiwaniu miłego spokojnego miejsca nad oceanem. Niestety, to co zobaczyłam było tyle zachwycające, co przerażające. Piękne plaże i nieodbudowane domy, piękne nowe drogi sponsorowane przez Unie Europejska - o czym informują co chwila specjalne tablice i inne tablice: TSUNAMI ZONE oraz odcinki bez drogi, gdy autobus przejeżdża po prostu plażą. Brak jakiejkolwiek infrastruktury. Serce mi się ścisnęło. Już wiem dlaczego o tych miejscach nie znalazłam żadnych informacji (poza notką o wybuchu bomby tamilskiej). Pojechałam więc wzdłuż oceanu na południe, aż do Arupam Bay. Chciałam tam zjechać za kilka dni, ale czasem lepiej gdy dobre rzeczy wydarzają się wcześniej niż później. Miejscowość znana jako dawna mekka hipisowców oraz najlepsze miejsce na surfing. Tak, jestem w raju. Oglądaliście reklamówki wczasów w biurach turystycznych, gdzie królują błękit oceanu, miękki piaseczek i palmy? Mówiliście sobie: fotomontaż? Od dziś już wiem: takie miejsca istnieją i ja w nim jestem. Ponoć Sri Lanka leży 40 mil od raju. Oj, chyba już tutaj się zaczyna! Chwilę po przyjeździe (szybciutko znalazłam pokój i znajomych) pluskałam się w ciepłym Oceanie Indyjskim, walczyłam z falami i z głębin przyglądałam się surferom, plaży z palmami i tradycyjnymi kutrami rybackimi.
Ja chcę fotek o tematyce żeglarskiej......
OdpowiedzUsuń