skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 26 marca 2011

10 marca, czwartek
Urodziny Łukasza


Nocnym autobusem przyjechaliśmy z Sajgonu do Nha Trang - miasto w południowym Wietnamie, przy ujściu rzeki Sông Cài do Morza Południowochińskiego. Około 300 tys. mieszkańców. Dopiero kilka dni później obejrze film FULL METAL JACKET (uzbrojony p zęby) o wojnie w Wietnamie i te wszystkie nazwy miejscowości nabiorą dla mnie zupełnie nowego, emocjonalnego znaczenia. Nha Trang jest średniej wielkości miastem i popularnym resortem plażowym. Jest tu dużo hoteli, jeszcze więcej barów i restauracji, a piaszczysta plaża jest dość przyzwoita. W okolicy znajduje się kilka interesujących miejsc do nurkowania i snorkelingu.


O świcie jesteśmy zatem w mieście, znajdujemy hotelik (W pierwszym szeregu od plaży hotele typu Sheraton, czy Hilton, dwie przecznice dalej hoteliki na każdą kieszeń) i na ósma rano zapisujemy się na wycieczkę. Ludzie na forach piszą, że bardzo warto popływać po wyspach za 5 dolarów. Cytuję: Warto wydać kilka dolarów na całodzienną wycieczkę statkiem z postojem na okolicznych wysepkach. Nie liczcie na to, że pływając z maską i rurką zobaczycie rafę koralową. Trzeba wykupić nurkowanie w kombinezonie, z profesjonalnym sprzętem i asystą instruktora. Zdecydowanie nie polecam wizyty w oceanarium - ot wielki betonowy okręt z kilkoma akwariami w środku. No to płyniemy! Wstęp na wyspy i do atrakcji jest płatny dodatkowo, ale nas to nie zdążyło zmartwić, bo się… rozpadało! Nie chce się więc opuszczać łodzi, bo wieje, zacina z ukosa i w ogóle ludzie narzekają. Wtedy kapitan przynosi Australijkom, siedzącym obok, wino owocowe. Humory od razu się poprawiają. Atrakcje w postaci pływających farm, łodzi kokosowych, snurkowania czy pływającego baru (czyli wszyscy wskakują dowody i pływając w dętkach piją to, co polewa barman – tez w wodzie) schodzą na dalszy plan. Impreza jest świetna. Zabawa zorganizowana na cześć solenizanta przez pelna fantazji i pomysłów załogę – niezapomniana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz