5 marca, sobota
Plany mieliśmy ambitne na ten dzień – już wczoraj odwiedziliśmy wszystkie szkoły nurkowania w mieście, ale nas nie przekonały; zdobyłam mapę okolicy i zaplanowałam marszrutę na cały dzień po plaży… ale mój organizm postanowił poleniuchować i odmówił współpracy w kwestii wycieczki. Zresztą nasza plaża dostarczała mnóstwa atrakcji: od parku zabaw na wodzie, przez skutery, knajpy po obnośne jedzenie. Najlepsze były olbrzymie langusty w cieście. Wyjadaliśmy je z piwkiem na wielkim głazie na plaży. Dołączył do nas nawet lokalny szczeniak (już nie panikuję na widok psów!), który zjadł resztki.
Stwierdziliśmy, że najwięcej pieniędzy wydajemy na jedzenie. I tym razem nie była to kwestia taniego pokoju czy wysokich cen jedzenia. Po prostu mają tu tyle pyszności, że nie sposób się oprzeć. Na przykład te „szejki” owocowe (z lodem – to może niezbyt bezpieczne, ale jaki pyszne!) albo kawa prawdziwie parzona (podawana jeszcze ze specjalnym pojemniczkiem, z którego kawa spływa do szklanki na stoliku klienta).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz