skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

czwartek, 24 marca 2011



5 marca, sobota
Plany mieliśmy ambitne na ten dzień – już wczoraj odwiedziliśmy wszystkie szkoły nurkowania w mieście, ale nas nie przekonały; zdobyłam mapę okolicy i zaplanowałam marszrutę na cały dzień po plaży… ale mój organizm postanowił poleniuchować i odmówił współpracy w kwestii wycieczki. Zresztą nasza plaża dostarczała mnóstwa atrakcji: od parku zabaw na wodzie, przez skutery, knajpy po obnośne jedzenie. Najlepsze były olbrzymie langusty w cieście. Wyjadaliśmy je z piwkiem na wielkim głazie na plaży. Dołączył do nas nawet lokalny szczeniak (już nie panikuję na widok psów!), który zjadł resztki.

Stwierdziliśmy, że najwięcej pieniędzy wydajemy na jedzenie. I tym razem nie była to kwestia taniego pokoju czy wysokich cen jedzenia. Po prostu mają tu tyle pyszności, że nie sposób się oprzeć. Na przykład te „szejki” owocowe (z lodem – to może niezbyt bezpieczne, ale jaki pyszne!) albo kawa prawdziwie parzona (podawana jeszcze ze specjalnym pojemniczkiem, z którego kawa spływa do szklanki na stoliku klienta).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz