skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

czwartek, 24 marca 2011

6 marca, niedziela
O szóstej rano mamy transport na „dworzec” (czyli jakąś główniejszą ulicę), gdzie wsiadamy do lokalnego autobusu, jadącego do stolicy. Jedzie długo i powoli, zatrzymując się w lokalnych knajpkach. Oczywiście w okolicy zawsze są inne, tańsze – z których korzystamy.
Po południu dojeżdżamy do Phenom Phen. Bez trudu znajdujemy dzielnice turystyczną z hotelami i umawiamy się z tuktukarzem na objazd po atrakcjach w dniu następnym. Dziś spacer po okolicy, by pod pretekstem obejrzenia głównych zabytków centrum poszukać jedzenia. Kuchnia Kambodży jest mieszanką kuchni wietnamskiej i tajlandzkiej. W obu tych krajach podstawą sztuki kulinarnej jest ryż, tak też jest w Kambodży. Ryż podawany jest tu najczęściej na „sypko”, gotowany na parze. Ten sposób przyrządzania podstawowego składnika każdego dania został zapożyczony ze środkowej Tajlandi, z dawnego Syjonu. Z kuchni wietnamskiej zapożyczono z kolei makarony sojowe, ryżowe i maniokowe oraz różnorodne sałatki z warzyw surowych jak i kiszonych. Sztuka kulinarna Kambodży czerpała też z odleglejszych rejonów - z Chin, Indii, laosu i Birmy. Wpływ kuchni Chińskiej widać patrząc na sposób przygotowywania wielu dań, które często gotowane są w woku. Wpływ sąsiadującej Birmy jest widoczny w daniach takich jak wieprzowina w sosie curry z dodatkiem imbiru, kurkumy oraz tamaryndu. Z kolei z Laosu zaczerpnięto obfite stosowanie chili, dzięki któremu kuchnia jest bardziej pikantna. W Kambodży jada się dania duszone oraz gotowane na parze, a do ich urozmaicania używa się specjalność Wietnamczyków - sos rybny.

Mimo różnorodności dań, które w Europie uchodziły by za dania główne, w Kambodży za obowiązkowy składnik posiłków uchodzi jednak zupa (np. bambusowa z makaronem ryżowym, zupa z tofu, ślimaków lub bulion mięsny. Znana jest nawet zupa z zielonych bananów.

W południowo zachodnich regionach, na wybrzeżu jada się sporo owoców morza i ryb, a urozmaicenie jest częste stosowanie kokosów. Kokosy są nie tylko składnikiem deserów ale również wielu innych dań. W mleku kokosowym gotuje się ryby i mięsa, a z miąższu tych owoców przyrządza się pyszne sosy. Ale my szukamy skorpionów i ciekawych robaków. Niestety nic nowego nas nie zaskakuje. Są baby eggs, w tak różnych cenach, że aż trudno uwierzyć. Ale te najtańsze u obwoźnego sprzedawcy są doskonałe. Wódka ryżowa mi nie smakuje. A piwo maja cienkie.
Po południu a potem jeszcze raz wieczorem spacerujemy wzdłuż pobliskiego nabrzeża rzeki Tonle Sap, uchodzącej niedaleko stąd do Mekongu. Po drugiej stronie ulicy Royal Palace, ale z tego rezygnujemy. Pooglądaliśmy sobie z zewnątrz, przyjrzeliśmy się tez pobliskim zabytkom i uznaliśmy, że dość już mamy pałacy królewskich i innych takich. Siadamy sobie spokojnie i obserwujemy ludzi. Czytałam, że tu mnóstwo żebraków, że są bezczelni itd. A my widzimy spacerujące rodziny, modlących się w pobliskiej świątyni. Jest dość czysto, ładnie. Wieczorem wydaje się nawet bezpiecznie. Gdy w poszukiwaniu skorpionów i pająków (przereklamowane, ale warto spróbować) wracamy pod pałac na chodnikach rozłożone są dywany na których biesiadują cale grupy ludzi. To tutejsza wersja stolika restauracyjnego.




Próbowałam nauczyć się kilku zwrotów w języku khmerskim, czyli oficjalnym języku używanym w Kambodży. Ale albo języki Azji staja się coraz trudniejsze, albo ja się starzeję. Ograniczyłam się do dwóch czy trzech podstawowych zwrotów. Może ktoś jest w stanie zapamiętać więcej:
Witam.
Chum riep sueh.

Jak się masz?
sok sabbai te?

Dobrze, dziękuję.
la'or, arkhun.

Jak się nazywasz?
Lok chmuah ey?

Nazywam się... .
Knyom chmuah...

Proszę.
Soum.

Dziękuję.
Aw khun.

Nie ma za co.
Muhn ay te or Unjuhn.

Tak.
Ja (kobieta)/Unjuhn (mężczyzna).

Nie.
Ot te.

Przepraszam.
oum doh.

Do widzenia.
chum riep leah.

Czy mówisz po angielsku?
Cheh niyeay pia'saa Anglais baan te?




Czy jest tu ktoś, kto mówi po angielsku?
Mean neak nass cheh Anglais te?

Nie umiem mówić po...
khnyom ot seu cheh niyeay pia'saa khmae te...

Pomocy!
Chouay!!

Uważaj!
Moul sen!

Nie rozumiem.
Min yul dtey.

Gdzie jest toaleta?
Bangkun now ey nah?

Która godzina?
Moung bon maan?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz