Dzień przeznaczony na przemieszczanie się po wyspach. Rano płyniemy promem na Cebu. Znowu odprawa jak na lotnisku,, prześwietlanie bagażu i podróżnych, oczekiwanie na specjalnej eleganckiej sali z naklejkami zachęcającymi do rozbrojenia się, opłaty za korzystanie z terminala, stewardessy z uśmiechem wskazujące miejsce na pokładzie.
Na Cebu wszyscy próbują nas przekonać, że na północ wyspy się nie dostaniemy, bo Filipińczycy świętują Wielki Tydzień i autobusy są przepełnione. Tak powtarza w kółko taksówkarz wiozący nas na dworzec autobusowy, to samo mówiła już nawet pani na lotnisku w ubiegłym tygodniu!
Okazuje się jednak, że na dworcu (po kontroli przeprowadzonej jak na lotnisku, z użyciem psów) autobusowym orientujemy się całkiem łatwo, a zresztą wszyscy wiedza dokąd mogą chcieć jechać biali turyści, zatem natychmiast znajdujemy się w autobusie d Maya, skąd odpływają łodzie na Malalpascua. BDW: bilet autobusowy to 163 peso, na ódx kolejnych 80 (próbują zedrzeć jeszcze 20 za podwiezienie do dużej lodzi, bo ponoć jest niski stan wody!).
Taksówka do promów kosztuje z Cebu kilka tysięcy (z lotniska 3 000 peso, z przystani promowej 2 500; przeprawa specjalna (na zamówienie) 1 000 peso od osoby. Transfer organizowany przez resorty na wyspie (bus plus łódź) to koszt rzędu 7 000 peso.
Przez kilka godzin podziwiamy piękne widoki przez okna autobusu. Niestety nie ma wielu chętnych na przeprawę, więc znajdujemy nocleg i zostajemy w miasteczku. Jest klimatycznie. To Wielki Tydzień, więc trwają procesje, w których uczestniczą chyba wszyscy mieszkańcy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz