skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

czwartek, 2 września 2010

15 sierpnia, niedziela
Rankiem docieramy do Dogubezaid, niemal u stóp Araratu. Widoki przepiękne, ludzie uprzejmi, ale my jak najszybciej chcemy dotrzeć do granicy. Jak najszybciej, a przy okazji za darmo, bo po wyjściu z toalety stwierdziliśmy organoleptycznie, że właśnie wydaliśmy ostatnie pieniądze. Jakieś 30 km to pikuś, a nawet Pan Pikuś, bo do granicy jeździ mnóstwo tureckich ciężarówek. Nie tylko dowożą nas do granicy, ale też (inni) na herbatę, śniadanie, pouczają co do zasad hidżabu (chusta na głowie, bez makijażu, luźna długa tunika i spodnie – w ciemnych kolorach, zakryte stopy), skutkiem czego wyglądam jak przebieraniec poobwiązywana do granic. A na granicy skwar nie do wytrzymania! Jej przekroczenie to dla mnie pierwsze wyzwanie. Żar leje się z nieba, toalety pozamykane a strażnicy gdzieś się pochowali i trzeba ich sobie znaleźć. Tylko Homeini i Khamenei spoglądają z bilbordów. Przez najbliższe dni będą tak na nas patrzeć – niczym Wielki Brat z najgorszych koszmarów. Uzbrojeni po zęby żołnierze z uprzejmym „wellcome to Iran” prowadzą nas do informacji turystycznej. Islamska republika Iranu bardzo dba o wizerunek, wic informacje turystyczne są wszędzie – co nie oznacza, że łatwo się w nich czegokolwiek praktycznego dowiedzieć.
Pierwsze kroki w Iranie okazują się nie takie trudne. Uzbrojeni w wiedzę polskich podróżników radzimy sobie z odnalezieniem jedzenia (choć to ramadan), kafejki internetowej (umawiamy się z couchem z Teheranu) i autobusami. Taksówki jednak przerastają nasze możliwości negocjacyjne. Po pierwsze ceny nie są podawane w obowiązującej walucie – rialach, lecz przedrewolucyjnych tomanach (jedno zero mniej), które oczywiście funkcjonują jedynie i wyłącznie w świadomości Irańczyków, nie będąc żadnym oficjalnym środkiem płatniczym. Co więcej, w kraju, gdzie litr paliwa kosztuje 10 centów (powyżej 3 litrów dziennie – 40 centów) ceny powalają. Domyślając się, ze to tylko oferta dla westmanów przy granicy – postanawiamy spróbować autostopu. Po raz kolejny zatrzymuje się pierwszy turecki TIR. Chcieliśmy dojechać tylko do najbliższej miejscowości, ale zabieramy się aż do Tabrizu (niemal 300 km). Po drodze oczywiście zostajemy zaproszeni na obiad, poznajemy jego licznych przyjaciół mieszkających i pracujących przy trasie przejazdu. Oczywiście on mówi w swoim języku a my staramy się cokolwiek zrozumieć. Wieczorem okazuje się, że policja zrobiła blokadę i nie przepuszcza Tirów, więc zostajemy na nocleg w jakiejś Pipidówce Niżnej (przed snem oglądamy razem w szczelnie zasłoniętej kabinie – rozrywka jest w tym kraju zabroniona – horror z tureckim dubbingiem. Fascynujący!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz