skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

środa, 28 lipca 2010




26 lipca, poniedziałek
Ewa i Lemur wcześnie rano wyjechali do Polski. Bartek zapowiedział, że musi poleżeć dzień dłużej, wiec dzień upłynął nam na poszukiwaniu sklepów i serwisów fotograficznych. Ja dokupiłam zapasowa baterię do aparatu (ze 100 lari wynegocjowałam cenę na 70) a Tomek próbował znaleźć rozwiązanie swojego problemu z porysowanym obiektywem. Jeździliśmy po całym mieście odsyłani od Annasza do Kajfasza. W miedzy czasie w Tbilisi zabrakło prądu, co uniemożliwiło kontynuowanie podróży metrem. Na szczęście utknęliśmy na „płytkiej” stacji, wiec wyjście na powierzchnie nie było aż takim wyzwaniem. Ale i tak dodawaliśmy sobie animuszu śpiewając naszą ulubioną piosenkę.. Myślę, że pomogło to wszystkim pasażerom, bo przyjaźnie się do nas uśmiechali.
Ostatecznie trafiliśmy na bazar w okolicach dworca kolejowego. Było to spełnienie naszych marzeń artystycznych, fotograficznych i doznaniowych. Spędziliśmy tam pół dnia polując z aparatem i prowadząc ciekawe rozmowy z lokersami.
Wieczór spędziliśmy sącząc piwko w parku. Jaka tu cisza i spokój. Gruzini nie staja się po alkoholu głośni ani agresywni. W parkach jest przyjemnie o każdej porze dnia i nocy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz