28 lipca, środa
Obudziłam się ze strasznymi problemami żołądkowymi. Stoperan nie pomógł. Dopiero egipski Antinal dał radę. Posegregowałam rzeczy.
Pojechaliśmy do ambasady irańskiej, gdzie czekały na nas bardzo złe wieści. Wyrobienie wiz – niezależnie od tego jakiego typu – trwa dwa do trzech tygodni. Tymczasem od 19 lipca już leci nam czas wizy azerskiej (nie wyrabiają do przodu a musieliśmy mieć azerskie przed wyjazdem do Armenii, bo po Armenii pewnie by nam ich nie przyznali) i po prostu nie zdążymy z terminami. Pozostaje nam wiec zdobycie w Baku uzbeckiej a potem tranzytowej turkmeńskiej. Ponieważ pobyt w Baku i okolicach jest bardzo drogi, postanowiliśmy pojechać tam dopiero w poniedziałek. Tymczasem musimy zdecydować czy jedziemy dalej na rowerach czy stopem. Trzeba radykalnie ciąć koszty, bo w tym tempie to wystarczy mi kasy na pół roku.
Mam kilka sposobów na poprawę humoru. Zaczęłam od rozmów z przyjaciółmi. Bardzo pomogło. Potem kupiłam sobie nowy plecak. Nowy sprzęt zawsze pomaga. No i jeszcze coś z ciuszków, oczywiście najbardziej mi potrzebna w tym momencie tunikę. Najlepsze, że poszalałam sobie w miejscowych second handach :D hihihi No a potem długi spacer. Ulicami Tbilisi mogę spacerować godzinami. Przyglądać się przepięknym kamienicom. Co prawda teraz zrujnowanym, gdyż na wszystko tu brakuje pieniędzy, ale jak stara kobieta, zachowującym ślady dawnej piękności. Rozmawiam o tym z miejscowymi. Myślę, że to piękno i słonce pozostały w ich sercach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz