skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 1 października 2010




27 września, poniedziałek
Odprawa, wi-fi, samolot. Nigdy w życiu nie widziałam tylu punktów kontroli bezpieczeństwa, a jednocześnie tak beztroskiej i powierzchownej kontroli. Nie tylko można wnieść na pokład jedzenie i picie, ale właściwie nikt nie przejmuje się pieczeniem bramek ani zawartością plecaków podręcznych. Tych dużych tez nie ważą dokładnie. Linie Air India Expres natomiast zaskoczyły mnie bardzo pozytywnie. Na godzinny lot (za 200 zł) dostaliśmy pyszne posiłki i napoje! Ale to dopiero początek indyjskich cen. Największe wrażenie jednak zrobiły na mnie widoki. Czytałam o tym, że Sri Lanka wygląda jak zielona wyspa i że lotnisko jest pięknie położone nad brzegiem. Cieszyłam się więc, że wylatujemy rankiem. Nie sadziłam jednak, że będziemy lecieć tak nisko, by wszystko sobie pooglądać. A tu proszę, przyspieszone zwiedzanie Sri Lanki raz jeszcze. Widoki i zdjęcia po prostu cudne. Jafna, gdzie nie mogłam pojechać (specjalne permity, tylko samolotem…) wygląda rajsko. Ale chwilę później (to tylko 24 kilometry i mam nadzieję, że w końcu wybudują znowu most łączący Sri Lankę z Indiami) jesteśmy nad wybrzeżem indyjskim. Prezentuje się równie uroczo. To nastraja mnie optymistycznie. Może nie będzie aż tak brudno :D Przecież Madras (Chennai), gdzie bezpiecznie lądujemy, uchodzi za najczystsze miasto Indii. Po odprawie bez trudu odnajdujemy się w tej rzeczywistości. Niewiele róż się od wyspowej. Tutaj tez większość stanowią Tamilowie, angielski jest jednym z 16 języków oficjalnych (obok 1 652 oficjalnych dialektów). Bez waszego trudu docieramy do centrum kolejką miejską (pociągiem) za jakieś grosze. Problem pojawia się podczas poszukiwań noclegu. Wszystkie przyzwoite miejsca są pełne. Nawet naganiacze hotelowi mają problem. W końcu lokujemy się w pokoju o wystarczająco wysokim standardzie a niskiej cenie i liczbie żyjątek na wyposażeniu.
Popołudniowy rekonesans utwierdza nas w przekonaniu, że Sri Lanka była znakomitym pomysłem, gdyż nie mamy problemów z adaptacją. Ceny są jeszcze niższe, ale oczywiście trzeba się pilnować na każdym kroku. Natomiast jedzenie… To coś zupełnie zaskakującego. Nie spodziewałam się takiej feerii smaków, zapachów i kolorów w restauracyjkach. Przy tym Łukasz jest fascynatem kuchni azjatyckiej, więc mogę się zdać na jego intuicję. Wprawdzie obudzę się z problemami żołądkowymi (nawet myślałam o wizycie lekarskiej), ale miejscowy farmaceuta wcale się nie dziwił objawom, zaaplikował mi cos w przystępnej cenie i już po jednej dawce czułam się o wiele lepiej.
Wieczorem kupujemy bilety na pociąg z Madras do Madurai. W Internecie wiele znajdziecie instrukcji i opowieści na ten temat. Przyznaję, że to rzeczywiście cos nowego. Trzeba znaleźć specjalne biuro dla obcokrajowców (tylko na dużych stacjach), wypełnić druk zamówienia (wpisując swoje pełne dane z numerem paszportu i wizy, trasą, oczekiwaniami co do pociągu, daty, klasy i miejscami) i przyjemny pracownik załatwia wszystko od ręki po czym doskonała angielszczyzna odpowiada na wszelkie pytania. Nie lubię czuć się faworyzowana, ale ten sposób dbania o turystów – w klimatyzowanym biurze z wygodnymi siedzeniami - bardzo mi odpowiada. A jeśli chodzi o ceny, to za całonocnego sleepera – podobne do plackartnych lecz o nieco niższym standardzie – płaci się (w sumie to wychodzi na to, że niezależnie od długości trasy) równowartość pięciu dolarów amerykańskich. Obnośni sprzedawcy zapewniają dostęp do taniego jedzenia i picia (np. kawa mała ok. 30 groszy). Dla porównania prysznic w publicznych toaletach też kosztuje 30 groszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz