hey
moi drodzy wiem ze marzycie o pocztowkach z indii
chetnie wysle do was piekne kartki - ale musicie do mnie napisac na rozmarynka@poczta.onet.pl podac adres i czego oczekujecie Licze ze pokryjecie koszty z tym zwiazane.
30 września, czwartek
Do Mysore przyjeżdżamy pięknym rankiem. Słońce,, uśmiechnięci ludzie, uczciwi rikszarze – wydaje się, że to miejsce idealne. Po zakwaterowaniu i odświeżeniu ruszamy na zwiedzanie. No i okazuje się, że miejsce jest… gorące! Nie sposób wytrzymać. Na szczęście nawet lokalne knajpki chłodzi stado wiatraków a potrawy są tanie i pyszne.
Chronimy się przed upałem zwiedzając pałac maharadży. Pałac jest olśniewający w swoim przepychu. Został zaprojektowany przez angielskiego architekta Henry’ego Irwina. Irwin zlecenie budowy pałacu otrzymał w 1897 roku i w 1912 r, na zgliszczach popożarowych poprzedniego budynku, stanął kompleks, który zdaniem wielu, przewyższa bajkowe pałace Radjastanu.
Niestety do środka pałacu nie można wnosić aparatów fotograficznych. Niektóre sale olśniewają przepychem. Mienią się złotem, srebrem i sprawiającymi wrażenie powiększające przestrzeń, kryształowymi lustrami. Są tam, również gigantyczne, zrobione ze srebra inkrustowane cudnie drzwi.
Dla turystów „obcych” wstęp wynosi 200 rupii, ale za to w cenie dostajemy audioprzewodniki w języku do wyboru. Bardzo dobrze opracowana trasa. Potem sok z trzciny cukrowej i spacer wokół pałacu. Są wielbłądy (ulubione zwierzęta Łukasza) i słoń (nadal szukamy takiego, który mnie pobłogosławi trąbą, więc mam okazję do bezkarnego wyzłośliwiania się).
Po pałacu niewiele zostaje nam sił. Odwiedzamy jednak miejscowy bazar – słynny w całych Indiach. Zachwycają mnie tematyczne alejki, najbardziej te z kwiatami. Całe uliczki kwiatów! Girlandy, wieńce, sypkie… A potem stoisko z kadzidełkami i perfumami. Oczywiście coś niecoś kupujemy. Ale szaleństwo to dopiero mały sklepik z drewnianymi figurkami, należący do starszego pana. Tu trafiła kosa na kamień. Zazwyczaj wynegocjowuję cenę, jaka sobie założę, ale gość był niesamowity. Opowiedział historie swojego życia, przyznał ze jego rzeźby są kiepskie dlatego zatrudnia specjalistów, pokazywał zdjęcia listy przyjaciół z Europy. A kiedy nie mogliśmy się dogadać o ostatnie 25 rupii pokazał dokumenty, potwierdzające, że urodził się w 1920 r. i zapytał: Mam 90 lat, a ty mi 25 rupii żałujesz? Postawił na swoim, bo zakochałam się w tych drewnianych zakładkach i nożykach rzeźbionych w słoniki z baldachimami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz