skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

piątek, 1 października 2010



29 września, środa

29 września, środa

W Mudarai wysiadamy wczesnym rankiem. Śniadanko, kawa. Zakup biletów na wieczór do Mysore (tym razem samodzielnie, bo stacja mała i nie ma specjalnego biura dla obcokrajowców). Biuro informacji turystycznej (mapka, info o odległościach itp.), plecaki do przechowalni.
Mudarai słynie ze świątyni Mudarai Meenakshi Amman Temple o bogatej historii i tradycji. Jest olbrzymia i przyciąga tłumy pielgrzymów i turystów. Obecnie zajmuje powierzchnie 65 000 m2 i mieści budowle z XIII i XVI wieku. Długo plączę się po kolejnych zakamarkach, chłonąc te niezwykła atmosferę. Są tez oczywiście stragany, naganiacze i obnośni sprzedawcy – w chwili głupawi kupuje bransoletki na stopy, by dzwonić ponad setka dzwoneczków, ponieważ Łukasz narzeka, że nigdy nie wie gdzie jestem i się ciągle za mną ogląda. Teraz będzie mnie słyszał z daleka. Zresztą bransoletki miały wiele pozytywnych skutków, m. in. wzbudzając śmiech hindusów w kolejnych miastach.
Świątyni jest tez oczywiście słoń. Przepięknie wymalowany, wytresowany, błogosławiący pielgrzymów trąbą. Urządzamy sesję fotograficzną. Robię kilka zdjęć, cieszącemu się jak dziecko, Łukaszowi. Kiedy chcę mu podąć aparat, żeby teraz on zrobił zdjęcie mnie doznaje szoku – Łukasz ucieka. Idę zdezorientowana za nim, a on tłumaczy, że dał treserowi srilankańskie rupie. No tak, z moich zdjęć nici. Nie wrócimy tam przecież. Strzelam lekkim fochem, ale tylko dla żartu. Zresztą teraz szukanie słonia dla mnie będzie przysłowiowe. Wspomnienie tej sytuacji niezmiennie wywołuje w Łukaszu poczucie winy.
Odwiedzamy oczywiście bazar. Szukam tu spodni typu Alibaba dla siebie, ale ceny mnie nie satysfakcjonują. Stwierdzamy przy okazji, że ceny bazarowe SA bardzo podobne do tych z eleganckich sklepów. Pociąg wieczorny do Mysore.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz