28 września, wtorek
Pociąg mamy wieczorem, więc zawozimy plecaki na stację (przechowalnia bagażu – 60 gr za plecak, ale trzeba okazać bilet na pociąg i potwierdzenie, że bagaż został prześwietlony przez specjalne służby. Obowiązuje też zamknięcie – najlepiej przypięcie go łańcuchem z kłódką).
Na każdej stacji działają informacje turystyczne. Można dostać gratisowe mapki miasta, dowiedzieć się, które zabytki warto zwiedzić i dopytać się o sposób dotarcia do nich komunikacją publiczną lub taksówką (negocjowanie wychodzi nam świetnie, ale autobusy są wygodniejsze i tak śmiesznie tanie, że nie sposób im się oprzeć).
Nie możemy na razie namierzyć papierowej wersji LP w przyzwoitej cenie, więc przerysowuje mapkę z laptopa i zaczynamy od kościoła św. Tomasza. Powinno być to miejsce tchnące niesamowita atmosferą jako centrum życia duchowego katolików w Indiach. Ale dla mnie takie nie jest. Traktuję je raczej jako miejsce turystyczne, bo atmosfery zupełnie nie czuję. Także w katakumbach.
Potem w planie była… plaża, ale pojawił się miły kierowca tuktuka, który zaproponował wycieczkę po świątyniach za 2 dolary. Jeździliśmy więc przez kilka godzin po świątyniach (p dwa razy, bo były zamknięte więc zażądaliśmy przywiezienia nas tu jeszcze raz w tej samej cenie) a w oczekiwaniu na otwarcie świątyń odwiedziliśmy kilka sklepów z pamiątkami. Kierowca dostawał talony na litr benzyny a my pyszna herbatkę (z szafranem, cynamonem, kardamonem i czymś jeszcze) specjalnie na moje kłopoty żołądkowe. Działało dobrze i smakowało cudnie. Przy okazji dowiedzieliśmy się wiele na temat lokalnych wyrobów i wyrobiliśmy sobie opinię co nam się podoba. Potem będziemy szukać tych rzeczy na bazarach i przyznam, że czasem ceny nie różnią się wiele a czasem po prostu ceny wyjściowe są takie same, ale na bazarze szybko spadają. Podobnie jak u przenośnych sprzedawców.
Wieczorem wsiadamy w nasz pierwszy sleeper w Indiach. Organizacja na dworcu znakomita – wiele wyświetlaczy z numerem pociągu, trasą oraz informacją, w którym miejscu stoją jakie wagony. Na wagonach wydruki z nazwiskami i numerami miejsc. Oczywiście sami miejscowi. Plecaki przypinamy łańcuchami pod siedzeniami. Pracują wiatraki – znacznie lepsze niż klimatyzacja. Towarzystwo uprzejme.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz