skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

środa, 15 grudnia 2010






2 grudnia, czwartek
Do południa spacerujemy małymi uliczkami Thamelu i przyglądamy się życiu ludzi. Niespiesznie oglądamy ich wyroby, rozmawiamy. Kilka zaciemnionych knajpek tworzy niespotykany klimat tego miejsca. Zaglądamy do kilku z nich. Kosztujemy lokalnych specjałów. Ciekawe smaki, interesujące twarze. Nastrój, którego nie sposób oddać za pośrednictwem amatorskiej fotografii…
Trzeba by trochę pozwiedzać. Łukasz zabiera mnie do miejsca, które go urzekło – Świątyni Małp. Z dala od centrum turystycznego, na wzgórzu (przewodniki podają, że między dwoma wzgórzami) znajduje się ważne miejsce pielgrzymkowe buddystów i hindusów. Po niekończących się schodach wspinam się na górę. Tu jeszcze bilet (dla obcokrajowców oczywiście drogawy) i już pasę się atmosferą świętego miejsca. Umówiłam się z Łukaszem, że spędzę tu niespełna pół godziny (zapowiedział, że czas, jakiego potrzebuje zależy od tego ile zdjęć będę robiła). Gdy udaje mi się w końcu przejść przez bramę i pierwsze dzwonki modlitewne zdaję sobie sprawę, że bodajże wykorzystałam już zaplanowany czas i to z okładem. Ale spędzam na okolicznych placykach jeszcze kilkadziesiąt minut. Nie potrafię oprzeć się tej atmosferze…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz