6 grudnia, poniedziałek
Przekraczamy granicę z Indiami, ponownie wypełniając stosy ankiet, które pracownicy i tak po nas poprawiają. Łapiemy lokalny autobus do najbliższego miasta - Gorakhpur. Sprawdzamy umocowanie plecaków na dachu i wsiadamy do przeraźliwie ciasnego pomieszczenia. Łukasz przygląda mi się podejrzanie i pyta: „Co znowu masz fobie pod tytułem WSZYSTKO JEST BRUDNE?” Tak, mam. Może to nawrót leków po pogryzieniu w Indiach, a może po prostu kobiece przywiązanie do estetyzmu. Ale tu rzeczywiście wszystko jest przeraźliwie brudne!!! Az obłazi brudem. Brud się łuszczy, odłazi i paruje. Staram się siedzieć tak, by niczego nie dotykać. I tak przez 90 kilomentów, czyli niemal trzy godziny.
W Godakhpur nie tylko udaje nam się dostać bilety na dzisiejszego sleepera, ale tajże odświeżyć i odpocząć. Indyjskie waiting roomy – jak cała organizacja kolei w Indiach – są bardzo przyjazne dla podróżnych. Prąd do laptopów, telefonów i baterii, mleczna herbatka z cukrem i cynamonem (Indian/milk tee/chai) – czegóż chcieć więcej.
Wieczorem wsiadamy w ekspress do New Delhi. Muszę zaznaczyć, że w Indiach ekspress oznacza, że pociąg jedzie na długiej trasie, a nie, że ją szybko pokona. Wagon przypominający postsowiecki plackartnyj jest zupełnie wystarczający dla niskobudżetowców jak my. Ale większość białych turystów korzysta w wyższych klas – z pościelą i AC. Nie wydaje mi się to potrzebne. Chyba, że chodzi o to, by na pociąg wydąć równowartość biletu lotniczego.
Mikołaj mnie dziś nie znalazł. Chciałam mu więc przekazać, żeby się nie przejmował i zostawił prezenty u mnie pokoju. Ja je zawsze znajdę :D
UZUPELNIENIE
Jeżeli chodzi o brud, to Indie nie są tak kolorowe, jak pokazują to foldery reklamowe biur podróży czy przewodniki. Są zakurzone! Nie chcę używać określenia, że całe Indie są brudne, ale na pewno są zakurzone. Mnóstwo pyłu, kurzu i smogu, których ci ludzie nie są w stanie opanować. Mają kręćka na punkcie czystości: ciągle myją siebie (najczęściej, publicznie i bardzo długo – zęby), naczynia, różne sprzęty i przestrzeń wokół siebie. Nieustannie piorą swoje ubrania, przyczesują włosy i starają się schludnie wyglądać. Nawet bezdomni są zadbani, tylko przykurzeni. Podróżni wkładają mnóstwo wysiłku w to, by zachować czystość. Nie dotyczy to jednak przestrzeni wokół nich – pociągi potrafią być tak przeraźliwie brudne, że podłoga się klei i boisz się postawić na niej stopę, nawet obutą. Natomiast pracownicy różnych instytucji, hoteli czy kolei nieustannie sprzątają. Na ulicach, wśród sterty odpadków, wegetują miliony Indyjczyków. Nieustannie myją się w ulicznych studzienkach, polewają się wodą, myją cały swój dobytek. Jednak niemal nigdy nie używają detergentów, wobec czego ten nieustępliwy kurz wnika we wszystko i nie daje się usunąć. Zaledwie dwa czy trzy razy udało mi się wyczuć zapach środków czyszczących, którymi myto podłogi. Niemniej jednak nie poważę się powiedzieć, że mieszkańcy Indii są brudasami. Po prostu przegrywają nierówną walkę z pyłem, brudem i biedą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz