skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

środa, 15 grudnia 2010



3 grudnia, piątek
Długie podróże znacznie różnią się swym tempem i natężeniem od podróży krótkich. W tych krótkich każda chwila jest zaplanowana, a z powodu braku czasu na lenistwo i odpoczynek, organizm podróżnika karmi się adrenalina nie dając oznak zmęczenia czy choroby. Ja zazwyczaj choruje natychmiast po powrocie do Polski. Natomiast mając do dyspozycji ponad miesiąc musimy wziąć pod uwagę konieczność regeneracji organizmu. Ja na przykład zaczęłam czerpać przyjemność z plażowania – na Sri Lance czy shoppingu – w Nepalu. Czasem sprawy papierkowe – jak we wtorek załatwianie bzdurnej pieczątki w paszporcie, pozwalającej na wjazd na terytorium Indii przed upływem dwóch miesięcy (za dodatkową opłatą 30 zł i po wypełnieniu sterty formularzy uzupełnionych kserokopia mnóstwa różnych dokumentów) – zajmują cały dzień, jak we wtorek. Piątek był kolejnym takim dniem. Łukasz zwiedzał miejsca, które ja już znałam z poprzedniej bytności w Katmandu. Postanowiłam więc kupić sobie cos na pamiątkę w postaci ubrań ze zwiewnych, zmysłowych i eleganckich materiałów, znanych najczęściej w postaci sari. Buszowałam po lokalnym bazarze i jego okolicach. Obejrzałam setki sukienek, tunik, sari itp. Kilka kupiłam.
Wypada coś napisać o sztuce negocjacji cen na subkontynencie indyjskim. Gdy w Pokharze obnośny szewc naprawił mi sandała zażądał za to 750 rupii nepalskich (kilka dni później za 1 200 kupiłam sobie nowe super wypasione). Wyśmiałam go, zdjęłam buty i chciałam mu zostawić w rozliczeniu. Cena w ciągu pół minuty spadła do podanej przeze mnie – 50 rupii. Łukasz nazwał to mistrzostwem świata. On też wiele się przez ostatnie tygodnie nauczył i obserwowanie go w akcji jest prawdziwa przyjemnością. Dzięki temu koszty taksówek są minimalne a ja pozwalam sobie na zakup pamiątek czy ubrań (jedwabne spodnie typu Alibaby za 9 zł). W Agrze znalazłam marmurowy świecznik w cenie 1/3 cen producenta a następnie w Udajpur stargowałam niemal 80 procent ceny wyjściowej za miniaturę - piękną, ręcznie malowaną tradycyjną metodą. Gdy artysta poprosił o 100 rupii więcej, aby cena usatysfakcjonowała tez jego, powiedziałam, że OK, bo mam jeszcze tę setkę a nie muszę dziś jeść obiadu. Sprzedawca tak zbaraniał, że zaprosił nas na kolację do swojego domu.
Objadłam się miejscowych smakołyków za grosze i zadowolona wróciłam do hotelu, gdzie w drzwiach spotkałam Łukasza. Także zadowolonego, więc dobra japońska knajpka nieopodal wydawała się najlepszym rozwiązaniem na uhonorowanie udanego dnia. Jedzenie pałeczkami weszło mi w krew. Już nawet z ryżem sobie radzę – o ile został właściwie przygotowany. Fajnie by było pojechać do Korei czy Japonii zakosztować tego pysznego jedzonka na miejscu, ale na takie eskapady raczej nie będzie mnie stać. Dlatego tutaj korzystam ile mogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz