skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 21 maja 2011

9 maja, poniedziałek

Przed lotem do Indonezji dużo czasu spędzamy na necie. Nie wiemy jak będzie na Sumatrze, więc chcemy nadrobić trochę zaległości.

Popołudnie przeznaczamy na zwiedzanie. Miasto słynie z drapaczy chmur, są tu drugi co do wysokości budynek na świecie - wspaniałe wieże Petronas Towers o wysokości 452 m, jak również piąty na tej liście wieżowiec Menara Kuala Lumpur. Myśleliśmy o wejściu na Petronas Towers albo Wieżę Telewizyjną (Menara), ale na pierwsze jest tylko 160 biletów dziennie i trzeba czekać od piątej rano a na druga wjazd jest bardzo drogi. Wybieramy zatem kilka atrakcji i na nich się koncentrujemy. Zaczynamy od zabytkowego meczetu Jamek. Tuz przy stacji metra o tej samej nazwie, z której zazwyczaj startujemy. Niestety musimy poczekać kilka godzin na wejście, bo właśnie jest czas modlitw i jako niemuzułmanie nie możemy wejść. Podoba mi się otwartość i uśmiech z jakim nas witają, tłumaczą kiedy możemy wrócić. I to, że choć jestem w krótkiej sukience bez pleców, nie mam problemów, bo przygotowali na takie okazje specjalne chusty i płaszcze.

Idziemy zatem na Plac Wolności, po malajsku - Kuala Lumpur Dataran Merdeka. Znajduje się w sercu Kuala Lumpur, jest ze względów historycznych szczególnie ważny dla wszystkich Malezyjczyków. To tutaj 31 sierpnia 1957 r. spuszczono z masztu flagę brytyjską i wciągnięto na jej miejsce flagę Malezji. Obecnie stoi w tym miejscu najwyższy na świecie (mierzący 100 metrów) maszt flagowy . Pod placem zlokalizowany jest podziemny kompleks restauracyjno-rozrywkowy Plaza Putra. Znajduje się tu między innymi Putra Indoor Golf Center - jedyny w mieście salon gier z komputerowymi symulatorami gry w golfa Par-T Golf. Tam nie schodzimy. Natomiast plac sam w sobie nie robi wrażenia. Wielkie boisko i tyle. Le jest dobrym miejscem do fotografowania, stojącego vis a vis, gmachu Sułtana Abdula Samada.
Pałac wyróżnia się elementami architektonicznymi w stylu mauretańskim, błyszczącymi miedzianymi kopułami oraz wysoką na 130 metrów wieżą zegarową. Piękne! Budynek zaprojektowany został przez architektów Normana i Bidwella. Ukończono go w 1897 r. po dwóch latach budowy. Przez długi czas stanowił siedzibę administracji brytyjskiej, później mieściło się tutaj kilka różnych instytucji rządowych. Od kilku lat budynek przystosowany jest do potrzeb malajskiego wymiaru sprawiedliwości oraz Muzeum Tekstyliów.
Skręcamy w lewo, mijamy uliczki będące kolorową mieszanką nowoczesności i historii, i oto już jesteśmy na Targu Centralnym - Central Market. 50 lat temu był to największy targ miasta. Obecnie pełni funkcję centrum kulturalnego z szeroką ofertą artystyczną, jest centrum handlu wyrobami rękodzielniczymi, od lokalnej sztuki poprzez antyki aż po modne wzornictwo użytkowe. Wiele tu pięknych przedmiotów, wszystkie maja tylko jedną wadę – są horrendalnie drogie. Indonezyjskie maski są kilkudziesięciokrotnie droższe niż w Indonezji.
Targ oferuje ogromny wybór pamiątek z podróży. Można tu kupić przedmioty chyba z całej Azji.

Wracamy obejrzeć meczet Jamek. Znajduje się w centrum miasta, przy ulicy Tun Perak, niedaleko Dataran Merdeka - Placu Niepodległości, dokładnie w miejscu, w którym osiedlili się pierwsi mieszkańcy. To tu zbiegają się rzeki Gombak i Klang. Tę okolicę uważa się za miejsce narodzin Kuala Lumpur. Meczet, zwany przez Malezyjczyków "Masjid Jamek" jest niewielki, ale uroczy. Stanowi prawdziwą ozdobę miasta. Zaprojektował go zafascynowany architekturą i sztuką orientu brytyjski architekt Arthur Benison Hubbard. Mnie urzeka to, jak został wkomponowany w nowoczesna architekturę z drapaczami chmur i bankami ze szkła i metalu. Nocą jest przepięknie oświetlony. W środku panuje senna atmosfera. Niektórzy sobie przysypiają w cieniu. Taka oaza spokoju w środku wielkiego miasta.

Czas zatroszczyć się o bilety na lotnisko. Jako zdeklarowana przeciwniczka taksówek podejmuję wyznanie znalezienia komunikacji publicznej. Bez trudu znajduję info o kolejce miejskiej na terminale lotnicze, ale cena podana na stronie internetowej poraża – 35 zl w jedną stronę. A droga ma zająć 28 minut! Na mapie miasta jest informacja o autobusach miejskich, ale podróż jest trzy razy dłuższa. Na dworcu centralnym jest jednak informacja turystyczna, gdzie przesympatyczna pani podaje konkretne namiary: z podziemia jeżdżą autobusy po 8 i 9 zł! Kupujemy bilety na ostatni kurs. Przyznaję, jesteśmy bardzo z siebie zadowoleni.

Jedziemy na obiad. Z kolejki naziemnej podziwiamy miasto. Największe wrażenie robi Malajski Meczet Narodowy. Znajduje się tuz obok. Posiada charakterystyczny pofałdowany dach, dzięki czemu jest punktem orientacyjnym w śródmieściu.


A teraz bufet. Zgodnie z naszą tradycją upatrzyliśmy sobie w mieście kilka bufetów i teraz idziemy ucztować. Na nasze legitymacje studenckie (ciiii! Mam ITICa jako studentka Uniwersytetu w Tokio) za 22 zł od osoby przez dwie godziny jemy i pijemy bez umiaru. Tym razem nie jest to jednak zwyczajny bufet. Ten japoński „shabu one” oferuje ekskluzywne owoce morza, ryby w kilku rodzajach – wszystko prosto z parującego lodu. Gotujemy sobie różne różności, dojadamy gotowymi potrawami. Samych muszli gotujemy z siedem rodzajów. Do tego kraby – pyszniutkie! Niektórych nazw nie potrafimy rozszyfrować, ale i tak są pyszne. Do tego napoje – najlepsza zielona herbata z miodem jaką w życiu piłam! Oczywiście „słodkości” lokalne, czyli różne puddingi z owoców, brązowy cukier i żelki. Wraz ze świeżymi owocami najlepiej smakują z lodami. Wśród wielu smaków wyróżnia się miętowy i oczywiście durianowy.


Zasiedzieliśmy się troszkę. Chciałoby się jeszcze pospacerowac po rozświetlonym mieście, gdzie pani w czadorze sprzedaje na ulicy kradzione chyba zegarki, ale nie ma już na to czasu. Biegiem na metro, po nasze plecaki z hotelu i na Dworzec Centralny, gdzie wsiadamy do już odjeżdżającego autobusu. Noc spędzimy na lotnisku.

Międzynarodowe lotnisko położone jest około 50 km na południe od Kuala Lumpur. Jest to największe lotnisko Malezji i jedno z największych w Azji. Stanowi bazę linii lotniczych Malaysia Airlines oraz AirAsia. W 2008 roku lotnisko zostało wybrane za najlepsze lotnisko w klasie portów lotniczych obsługujących 15-25 milionów pasażerów rocznie.

Lotnisko posiada dwa terminale pasażerskie: Główny terminal, terminal satelitarny. Dodatkowo dostępny jest specjalny terminal dla tanich linii lotniczych (LCCT) - to dla nas! Pomiędzy głównym terminalem i terminalem LCCT kursuje autobus lotniskowy (koszt 1,50 RM=1,5zł). Pomiędzy terminalem satelitarnym i głównym terminalem kursuje co 3-5 minut specjalny pociąg. Podróż trwa 2 minuty. Mnóstwo tutaj miejsc takich jak kawiarnie, restauracje, bary, wiele sklepów, apteki, kantory wymiany walut, poczta, bank, bankomaty, wypożyczalnie samochodów, kaplica, meczet. Istnieje możliwość skorzystania z kliniki, pomieszczeń konferencyjnych, bezpłatnego bezprzewodowego Internetu (teoretycznie jest ograniczony do dwóch godzin, ale Łukasz pasł się na necie cała noc), pokoi dla VIP-ów, specjalnych poczekalni, centrum fittnes. Oczywiście w łazienkach są prysznice. Dostępne są także udogodnienia dla osób niepełnosprawnych i dla matek z dziećmi (w tym sala zabaw dla dzieci), a także pomieszczenia dla palących. Bo w tej części Azji jest to nałóg tak silny, ze nawet na lotniskach sa pomieszczenia dla palących.



Punkty informacji lotniskowej znajdują się we wszystkich budynkach terminali. Dostępnych jest także wiele komputerów, umieszczonych we wszystkich terminalach, dzięki którym można uzyskać informacje o lotnisku, komunikacji, najważniejszych miejscach w Malezji. Czyli bez problemy się odprawiamy, choć wcześniej nie wydrukowaliśmy biletów. Okazuje się, że na i-phona stworzono specjalna aplikację, Wysyłasz smsa i dostajesz kod kreskowy, który w takim punkcie skanujesz prosto z telefonu i już jesteś odprawiony! Rewelacja! Szkoda, że nie mam i-phona. Jeszcze!
Lotnisko obsługuje między innymi linie lotnicze: Malaysia Airlines, AirAsia, Air China, Air India, Cathay Pacific, EgyptAir, Emirates, Japan Airlines, KLM, Lufthansa, Qatar Airways.


Na lotnisku w Kuala Lumpur znajdują się dwa główne parkingi mogące pomieścić w sumie prawie 11,5 tysiąca samochodów. Parking krótkoterminowy jest kryty, składa się z czterech siedmiopiętrowych bloków (A, B, C, D). Jedna godzina postoju to koszt 3,50 RM, 1 dzień postoju to koszt 43 RM. Parking długoterminowy - pierwsze trzy dni postoju kosztują 129 RM – i jest to minimalny czas na jaki trzeba zostawić samochód, ale już następne dni postoju to tylko 15 RM.
Oficjalna strona internetowa lotniska www.klia.com.my

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz