skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 4 grudnia 2010

13 listopada, sobota
No więc postanawiamy ruszyć się w końcu z Pokhary. To ma być lekki trekking, w typie „tee house”, czyli właściwie bez sprzętu. Łukasz nawet kupił nowy plecak, żeby zapakować się do małego. Ja siepoddaję.Za bardzo lubię mieć wszystko przy sobie, żeby zrezygnować z mojego 75-litrowego (plus 10 w kominie) Tytana. Będę spotykać ludzi z maleńkimi plecaczkami (nawet 20-litrowymi) i nie mogę pojąc z czego oni zrezygnowali. Ja odpowiadam, że mój jest taki duży, bo wzięłam za dużo kosmetyków.
Po drodze jeszcze jakieś drobne zakupy, obiadek i kafejka internetowa, bo chcemy kupić bilety na samolot. Po godzinnej walce Łukasz stwierdza, że z jakiegoś powodu nie może tego zrobić. Domyślam się, że - podobnie jak na Sri Lance z India Express - w Nepalu zablokowano płatności kartami kredytowymi. Ale żeby wiadomość o tym umieścić na witrynie internetowej – gdzie tam! Odwiedzamy zatem agencje turystyczne. Proponują nam bilety na te samą trasę w cenie co najmniej dwa razy wyższej. Gdy pytamy o Air Azję następuje konsternacja, telefon do Katmandu i odpowiedź, że tej linii w Nepalu nikt nie obsługuje. A więc tutaj nie da się ich kupić. A więc szukamy kogoś, komu można zaufać i poprosić o pomoc, kogoś kto zna perfekcyjnie angielski i ma kartę kredytową oraz mieszka w kraju z którego można zapłacić za te bilety. Jak łatwo się domyślić, lista takich osób nie jest długa, zaś dostępność tych osób on – line redukuje ją do jednej pozycji. Ale to już jutro. Trzeba zaczekać w Pokarze do następnego dnia, bo po powrocie z gór może być już za późno na kupno ticketów w dobrej cenie (ok. 90 dolców z Kalkuty do Bangkoku). Znajdujemy blisko czysty gest house i negocjujemy ostro cenę. Chcemy zostać tu do świtu i wcześnie rano, po załatwieniu sprawy z biletami, ruszyć w góry. Jednak w nocy Łukasz gorączkuje i w ogóle źle się czuje. Chciałby, żeby to była malaria albo jakaś inna choroba tropikalna (bo jak twierdzi, będzie to dobrze wyglądało na blogu), ja zaś przekonuję go, że mężczyźni czasem (rzadko ale jednak) zapadają na choroby typu grypa czy przeziębienie. O tym Łukasz nie chce jednak nawet słyszeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz