skąd się wzięłam?

Moje zdjęcie
Jestem śliwką. Tworzono juz teorie, że śliwka była owocem grzechu pierworodnego, a nawet że jego przyczyną. Cóż... w dziecięcym wierszyku do fartuszka spadła gruszka, spadły grzecznie dwa jabłuszka a śliweczka... spaść nie chciała! Bo ja zawsze muszę po swojemu :D
Kiedyś przeczytałam, że każda podróż oznacza pewną filozofię życia, jest jakby soczewką, w której ogniskują się nasze marzenia, potrzeby, niepokoje. Co nas łączy, tych którzy wracamy do domu tylko po to, by przepakować plecak i wrócić na szlak, to fakt nieposiadania dostatecznej ilości pieniędzy, które umożliwiłyby realizację planów. Ostatecznie jednak nie ma to większego znaczenia, ponieważ prześladujący nas demon włóczęgi sprawia, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi i tak ruszamy w nieznane, nie dopuszczając przy tym myśli o niepowodzeniu swojej wyprawy. Instynkt wędrowania jest silniejszy od nas samych i choć skazujemy się na ryzyko utraty życia, walkę z samotnością, nierzadko zimno i głód, to robimy to... Człowiek nie jest w stanie żyć, gdy przeżywa coś takiego. Jedyne co nam pozostaje, to po prostu zapakować plecak i być gotowym do Drogi...


Prowadź nas drogą prostą Drogą tych, których obdarzyłeś dobrodziejstwami; nie zaś tych, na których jesteś zagniewany, i nie tych, którzy błądzą.

Keep us on the right path. The path of those upon whom Thou hast bestowed favors. Not (the path) of those upon whom Thy wrath is brought down, nor of those who go astray.

اهْدِنَا الصِّرَاطَ الْمُسْتَقِيمَ صِرَاطَ الَّذِينَ أَنْعَمْتَ عَلَيْهِمْ غَيْرِ الْمَغْضُوبِ عَلَيْهِمْ وَلَا الضَّالِّينَ

sobota, 9 października 2010


2 października, sobota
Przed północą znajdujemy w okolicy czysty (jakie to teraz dla mnie ważne!), choć dość drogi hotel i koło północy nareszcie mogę odpocząć. Rano przychodzę na oddział, specjalny przeciw wściekliźnie. Długo trwa tłumaczenie sytuacji, uzupełnianie dokumentów. Oczywiście mogę dostać immoglobulin – pochodzenia końskiego (w przyzwoitej cenie) albo ludzkiego (cena mnie zatrwożyla). Końskie –musze zrobić próbę, czy nie jestem uczulona, niezwykle bolesne zastrzyki na przedramionach – i okazuje się, że skórę mam tak wrażliwą, iż niemal stwierdzono u mnie uczulenie. Cały oddział schodzi się mnie oglądać. Ostatecznie podejmują decyzję, że końska wystarczy. Ale na próby robione na rękach (ta bez immoglobulin, robiona dla porównania wygląda dużo gorzej) dostaję coś przeciwalergicznego w zastrzyku dożylnim, który wystrzela ochlapując pielęgniarkę, lekarzy, mnie i salę. Już nic mnie nie zdziwi.
Zastrzyk immoglobulin boli jak cholera, ale na szczęcie tylko chwilami. Za to udo zaczyna wyglądać jak obraz kubistyczny i nie mogę chodzić. Dostaję instrukcje jakie zastrzyki kiedy mam wziąć, jak przechowywać leki itp. Ordynator oddziału wyraża zgodę na wyjście w góry za tydzień, gdyż będzie na tyle zimno, że zastrzyku nie trzeba będzie trzymać w lodówce.
W południe wybraliśmy się na bazar, ale poczułam się tak źle, że wróciłam do hotelu i spędziłam w nim cały ten oraz następny dzień. Ponieważ przed czujnym okiem Łukasza nic się nie ukryje, podejmuje on decyzję (wałczyłam oczywiście, ale wiem że była ona słuszna), że zostaje w hotelu na kolejna dobę hospitalizacji. Dlaczego? Uciekam widząc psy (i inne zwierzęta), irytuje mnie wszechobecny brud i hałas, mam zawroty głowy, ataki paniki i bólu. Jedyne co przywraca mi wiarę, że wszystko dobrze się ułoży to opieka i cierpliwość mojego towarzysza podróży. Polecam jego bloga fotograficznego: wostrogach.blogspot.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz